Lech wielokrotnie rywalizował w europejskich pucharach, ale najczęściej szybko kończył międzynarodową przygodę. Tylko dwukrotnie przetrwał do wiosny, za każdym razem na chwilę, choć niewiele brakowało do zrobienia jeszcze jednego kroku. Właśnie staje przed trzecią szansą. Gdyby udało się wyeliminować Fotballklubben Bodø/Glimt, odniósłby historyczny sukces i otrzymał szansę gry o wysoką stawkę z atrakcyjnym przeciwnikiem.
Norweskiego rywala Lecha trzeba traktować jako europejskiego średniaka, który jednak w ostatnich sezonach zrobił wielki postęp, odniósł cenne pucharowe sukcesy. Na własnym boisku, w ramach Ligi Konferencji, pokonał Romę aż 6:1, a AZ Alkmaar 2:1. W bieżącym sezonie rywalizację z Dinamo Zagrzeb o awans do Ligi Mistrzów przegrał dopiero po dogrywce. W Lidze Europy zajął trzecie miejsce w grupie, dając się wyprzedzić Arsenalowi Londyn, z którym przegrał 0:1 i 0:3 oraz holenderskiemu PSV Eidhoven (1:2 i 1:1).
Wyniki te świadczą o tym, że rywal Kolejorza to solidna ekipa, rywalizująca jak równy z równym z klubami z mocnych europejskich lig, potrafiąca uzyskiwać wartościowe rezultaty przekładające się na premie od UEFA. Według portalu transfermarkt wartość drużyny wynosi 28,5 miliona euro. Norwegów stać na kupowanie zawodników wartych nawet 4 miliony euro. W składzie Bodø/Glimt nie brakuje graczy o wartości szacowanej na ponad milion euro, najdroższy oceniany jest na prawie 5 milionów euro.
Ten sam portal aktualną wartość Lecha ocenia na ponad 30 milionów euro, ale wliczając Amarala, który jedną nogą jest już poza Poznaniem. Trudno zresztą poważnie traktować niektóre wyliczenia, takie jak ocenienie Mateusza Żukowskiego na milion euro, a Filipa Szymczaka tylko na 700 tysięcy. Tak czy inaczej, w klubach z Polski i Norwegii grają piłkarze o porównywalnej wartości. Wyniki pucharowych meczów z ostatnich sezonów świadczą jednak o tym, że Norwegów stać na więcej. Klub dokonał ostatnio wzmocnień, ale nie mógł się sprawdzić w rywalizacji o punkty, bo w tamtejszej lidze jeszcze przez dwa miesiące potrwa zimowa przerwa.
Bodø/Glimt do nowego sezonu przygotowywał się w Hiszpanii rozgrywając sparingi. Natomiast Lech ma już za sobą cztery spotkania o stawkę, uzyskując dwa remisy i dwa zwycięstwa, nie pokazując jeszcze pełni możliwości, ujawniając poważne problemy ze skutecznością i formą czołowych graczy, takich jak najcenniejszy aktualnie w zespole Michał Skóraś. Stracił też Amarala, który w poprzednim sezonie zdobył 14 goli, zaliczył 8 asyst i w walny sposób przyczynił się do mistrzostwa. W zimowym oknie transferowym klub zachował charakterystyczną dla siebie wstrzemięźliwość. Nie zainwestował w drużynę, jakby pucharowy awans nie był tego wart, sprowadził tylko rezerwowego bramkarza.
Już w czwartek przekonamy się, czy obecny Lech potrafi przeciwstawić się solidnym i groźnym, zwłaszcza na własnym terenie, Norwegom. Gościom nie będzie sprzyjać boisko ze sztuczną nawierzchnią. Tylko raz Lechowi udał się mecz rozegrany na syntetyku, w Sztokholmie przeciwko Hammarby. Fatalnie natomiast grało mu się w Islandii, ale wtedy był cieniem drużyny mistrzowskiej. Trener van den Brom uznał, że jego podopiecznym wystarczy tylko jeden trening na takiej płycie, w przeddzień meczu. Uzyskanie w miarę korzystnego rezultatu stworzyłoby szansę na awans po meczu w Poznaniu, na normalnym boisku. Dodatkowym atutem byłyby pełne trybuny. Stadion w Bodø jest czterokrotnie mniejszy.