Przedwczesne marzenia?

W ostatnich pięciu meczach, na przełomie 2024 i 2025 roku, Lech zdobył „aż” 4 punkty. Jeszcze w piątek, mimo porażki w Gdańsku, traktowany był jako główny kandydat na mistrza. Wszyscy przecież pamiętali, jak świetnie zagrał z Widzewem. Potyczka z Rakowem zweryfikowała te opinie. Nic nie jest jeszcze stracone, ale forma Lecha napawa głębokim niepokojem. Był wyraźnie słabszy od najgroźniejszego rywala, brakuje mu pomysłów taktycznych, wracają odwieczne koszmary: strata bramki paraliżuje drużynę. Gra o tytuł zaczyna się od początku. Lech przestał być faworytem, ale do końca sezonu jeszcze bardzo, bardzo daleko..

W dwóch ostatnich meczach rywale zastosowali pressing, który uczynił go bezradnym przy wyprowadzaniu piłki z głębokiej defensywy. Raków stosował tę broń przez cały mecz, nie odpuszczał żadnej okazji, co stanowiło klucz do sparaliżowania Kolejorza. Tylko kilka razy udało się wyjść z piłką do przodu, ale i tak następowała strata piłki – albo natychmiast, albo wtedy, gdy wydawało się, że można zainicjować natarcie, wykorzystać wolną przestrzeń. Podobnie Raków grał latem na własnym boisku, ale wtedy Lech mu się skutecznie przeciwstawił, nie pozwolił sobie strzelić gola. W Poznaniu goście mogli ich zdobyć kilka. Byli lepsi.

Nie było widać, że Lech jest dobrze przygotowany fizycznie. Intensywności i szybkości było w jego grze jak na lekarstwo. Sprawiał wrażenie „zajechanego”. Przeciwnik wygrał prawie wszystkie starcia o piłkę, stykowe sytuacje, pojedynki biegowe. Ślamazarny Lech zawsze był o jedno tempo spóźniony, do tego niedokładny. Gdyby nie parady Mrozka, doszłoby do klęski. Znamienne były ostatnie minuty. Każda przegrywająca drużyna rzuca się do przodu, by odrobić stratę. Tylko nie Lech. Grał tak, jakby pogodził się z porażką. Nie zmuszał się do wysiłku. Załamany bramkarz zachęcał kolegów do opuszczenia pola karnego, by było d kogo zagrać, oni jednak nie byli tym zainteresowani. Brak chęci czy sił?

Kiedy Lech wychodzi na prowadzenie, gra swobodnie, na luzie, wszystko mu wychodzi. Kiedy natomiast traci bramkę, wszystko się sypie, nie potrafi wrócić do meczu, zdobyć się na zdwojony wysiłek. Tylko w Kielcach skutecznie odrobił stratę. W innych przypadkach poddawał się. Trudno będzie taką drużynę postawić na nogi. Jesienią Frederiksen wykonał w Poznaniu świetną robotę, przeobraził Lecha. Prawdziwą klasę trenera poznaje się jednak dopiero wtedy, gdy trzeba drużynę wyprowadzić z zapaści.

Trener nie ustrzegł się w ostatnich meczach błędów. Krytykowany jest za zdjęcie z boiska w Gdańsku, po osłabieniu drużyny, nie Jagiełły, ale Gholizadeha. Po tygodniu zaskoczył wystawieniem na lewej obronie Pareiry i zbyt późnym zdjęciem go z boiska. Portugalczyk dośrodkowuje tylko prawą nogą, a w obronie popełnia błędy. Klub sprowadził dla niego zmiennika, który okazuje się graczem lepszym. Na lewą obronę nie sprowadził nikogo. Próbujący godzić różne interesy Frederiksen brnie w złe rozwiązania. Nie znajduje recepty na główne bolączki taktyczne: nieumiejętność wychodzenia spod pressingu, fatalne wykonywanie stałych fragmentów, zbyt głęboka defensywa po liczebnym osłabieniu zespołu.

W tym klubie wszystko zależy od trenera. Gdy okazuje się słaby, brak wyników sportowych zmniejsza dochody, frekwencja na stadionie spada. Kierownictwo ogranicza się do jego zatrudnienia i pokładania w nim wszelkiej nadziei. Jeśli sportowo idzie dobrze, panuje harmonia. Zatrudnienie Frederiksena było strzałem w dziesiątkę. Obudziło wielkie nadzieje. Teraz okazuje się, że Lech nie jest jeszcze potęgą. Najwartościowsi gracze w lidze nie zapewniają zwycięstw i nie wiadomo, co pokaże najbliższa przyszłość. Z obawą wspominamy poprzednie takie sytuacje, gdy klub szukał kolejnego ratownika, by w jego ręce złożyć wszelkie oczekiwania. Od ponad dekady Lech Poznań funkcjonuje właśnie tak.

Nie pozostaje nic innego, jak wierzyć, że trener znajdzie sposób na powrót do wygrywania. Niektórzy wieszczą już kryzys, ale to przesada. W drużynie znajdują się ludzie o wysokich umiejętnościach, trzeba je tylko wykorzystać. Kluczowe będą trzy najbliższe mecze. Za tydzień przyjedzie zagrożone spadkiem z ligi Zagłębie. Nawet sobie nie wyobrażamy straty punktów, bo potem trzeba jechać do Białegostoku i Szczecina. Jeden nieudany tydzień niczego nie przesądza, choć trudno ukryć, że tytuł zawisł na włosku, a Lech sporo musi zmienić, by nie wpaść w kłopoty. Lepiej, że tak się dzieje teraz, a nie pod koniec rozgrywek.

Udostępnij:

Podobne

Murawski: zatrzymają się na nas

Gospodarze nie przystąpią do niedzielnego meczu z Lechem wypoczęci. Nie mogli się do tego starcia przygotowywać długo. Jeszcze w czwartek wieczorem rozgrywali historyczny dla siebie

Atuty po stronie Lecha

Gdy cztery czołowe zespoły grają między sobą, wiele można się spodziewać po kolejce ligowej. Lech zainteresowany jest tylko utrzymaniem pozycji lidera, a zwycięstwo w Białymstoku

Zgrany zespół czy indywidualna jakość?

To był kolejny występ Lecha, w którym zwycięstwo zawdzięcza nie sposobowi gry, ale klasie czołowych, najlepszych w lidze piłkarzy. Niektóre elementy szwankowały, z meczu na

Zwycięstwo z małym niedosytem

Ze Stalą Mielec Lechowi nigdy nie grało się łatwo, można więc było się obawiać, że znów wpadnie w pułapkę. Pokonanie rywala 3:1 jest cenne, przyniosło