Wynik 5:0 musi robić wrażenie, ale kto uważnie obejrzał ostatni mecz Lecha, nie wpada w zachwyt. Nie chodzi o to, że zwycięstwo było zbyt wysokie. Mogło, a nawet powinno być jeszcze wyższe. Różnica w umiejętnościach piłkarzy jednej i drugiej drużyny była bowiem ogromna. Wystarczyło, że Lechowi udała się szybka wymiana piłki, a przeciwnik nie bardzo wiedział, co się dzieje. Problem w tym, że w grze Kolejorza ujawniło się wiele niepokojących mankamentów.
Piłkarze Lecha twierdzili, że po fatalnej stracie punktów w Krakowie pałali gniewem, chcieli się jak najszybciej zrehabilitować, wyraźnie pokonać Termalikę. Jednak z ich gry nie do końca to wynikało. Momentami można było odnieść wrażenie, że Lech albo zlekceważył klub z Niecieczy, albo celowo pozwalał mu na wiele, jakby chciał się sprawdzić w defensywie. Goście kilka razy zagrozili Bednarkowi. Oddawali celne strzały.
Bramkarz Lecha zachowywał się w sobotę mało odpowiedzialnie. Wybijał piłkę byle dalej, albo kierował ją wprost do przeciwników. Takie zachowanie nie może się powtórzyć w spotkaniach z lepszymi zespołami. Nie tylko zresztą takie. Mnożyły się niecelne podania, niedokładne albo nieprzemyślane zagrania. Jakość gry szwankowała. Nawet w zdobywanych bramkach było trochę przypadku. Wszystko, co się udawało, wynikało z umiejętności czołowych piłkarzy Kolejorza.
Przekonaliśmy się, jak wiele dla Lechowej defensywy znaczy Salamon. Bramkostrzelny Milić jakoś nie potrafi wrócić do formy z jesieni, wciąż popełnia błędy. Na szczęście są i pozytywy. Z optymizmem możemy czekać na grę Velde, byle tylko Norweg urozmaicił repertuar zwodów. Gołym okiem widać, że Dawid Kownacki to lepszy piłkarz niż ten, który opuszczał Poznań, nawet przed powrotem do pełnej dyspozycji. Kilka jego zagrań, zwłaszcza na pozycji nr 10, znamionowało dużą klasę. Dużo widzi, potrafi celnie podać, przyjąć piłkę ze zwodem, przyspieszyć grę.
Nieprędko zobaczymy Lecha na własnym stadionie. Czekają go trzy mecze być może decydujące o tym, czy sezon zostanie uznany za udany, czy też znów w Poznaniu zapanuje wielka smuta. Pierwsza poważna próba już w niedzielę w Gdańsku, a to prawdopodobnie będzie najłatwiejsze spotkanie. Potem trzeba jechać do Szczecina, gdzie Pogoń, która nigdy jeszcze niczego nie wygrała, koniecznie chce zdobyć w tym sezonie pierwsze w swej historii trofeum. Tam już nie będzie żartów. Nie wolno dać się pokonać.
Lech celuje w dublet. Jedzie na trudny mecz Pucharu Polski do Zabrza, gdzie będący w dobrej formie Górnik ograł niejedną teoretycznie lepszą drużynę. Po tym starciu wraca na własny stadion, ale po to, by się zmierzyć z kolejnym trudnym rywalem, rozegrać jeszcze jeden mecz za 6 punktów: przeciwko Rakowowi.
Maciej Skorża podczas przedmeczowej konferencji prasowej był optymistą. Twierdził, że Lech powinien spisywać się coraz lepiej. Do zdrowia wracają zwodnicy, z których korzystać nie może, lepiej będzie wyglądać gra. Oby trener miał rację, bo to, co Kolejorz zaprezentował w pierwszych meczach tego roku, nie daje gwarancji na przywożenie punktów do Poznania. Jego mocną stroną jest klasa zawodników i solidna kadra. To jeszcze za mało, by wygrywać najważniejsze od lat spotkania. Potrzebna jest dobrze zorganizowana drużyna.
Fot. Damian Garbatowski