Warta Poznań znów nie potrafiła odnieść zwycięstwa na swoim domowym stadionie. Przynajmniej nie przegrała, remisując 2:2. Byłoby lepiej, gdyby nie pudło sezonu Adama Zrelaka. Za tydzień Warta będzie gospodarzem derbów Poznania. Tym razem w Poznaniu.
Od pierwszych minut obie drużyny starały się być aktywne, utrzymywać się przy piłce. Żadna nie osiągnęła wyraźniejszej przewagi, ale to gospodarze stwarzali więcej okazji bramkowych, choć wiele ich nie było i żadna nie była stuprocentową. Warta wyszła wreszcie na prowadzenie, gdy z piłką w pole karne wpadł Żurawski, oddał kiepski strzał, który jednak zamienił się w asystę, bo do piłki dopadł Grzesik o łatwo strzelił gola, swego pierwszego w tym sezonie.
Zagłębie natychmiast przystąpiło do konstruowania akcji ofensywnych. Już po 5 minutach dopięło swego. Dośrodkowanie Łakomego głową na bramkę zamienił Doleżal, który wcześniej był bardzo mało aktywny, bardzo rzadko dotykał piłki. Rosły Czech nie miał problemu ze zdobyciem głową gola, dużo niższy Grzesik tylko udawał, że próbuje mu przeszkadzać.
Już po kilku minutach drugiej połowy przed idealną okazją stanął Adam Zrelak, czołowy strzelec Warty. I chybił do pustej bramki oddając strzał gorszą, prawą nogą. To się zemściło. Po kwadransie Zagłębie wyszło na prowadzenie po wzorowo wyprowadzonej kontrze. Tym razem Warta natychmiast odrobiła stratę. Gola strzelił nie kto inny, jak Zrelak, któremu tym razem prawa noga w tym nie przeszkodziła. Obie strony próbowały potem zadać decydujący cios. Bez rezultatu.