Podbeskidzie wykorzysta słabość Lechowej obrony?

Wstydliwe odpuszczenie meczu w Lizbonie może się na nic nie zdać. Piłkarze Lecha sprawiają wrażenie zniechęconych ostatnimi wydarzeniami i zmęczonych długim sezonem, trudno im będzie zmusić się do walki. Nikt nie traktuje ich jako zdecydowanych faworytów meczu z zamykającym tabelę beniaminkiem.

Gdyby nawet zagrali na całego, wykrzesali z siebie resztę sił, może to nie wystarczyć do zainkasowania trzech punktów. Lech gra bowiem bez defensywy. Jest bezbronny. Piłkarze nie wiedzą, jak się zachować przy stałych fragmentach gry. Pilnować strefy czy uważać na najwyższych przeciwników? Obrońcy popełniają kompromitujące błędy, takie jak odwracanie się tyłem do szarżującego przeciwnika, a bramkarza stać na wszystko.

Prawdopodobnie trener postawi na wszystkich najlepszych graczy, którzy są zdrowi. Liczy, że mecz się dobrze ułoży, uda się strzelić bramki, będzie można zwalniać grę, dokonać wielu zmian. Gorzej się zrobi, gdy gole nie będą chciały paść, Podbeskidziu wyjdzie jedna i druga kontra, zacznie się szarpanina, marnowanie sił.

Dariusz Żuraw zmienił sposób gry Lecha, ale jego podopieczni nie radzą sobie w sytuacjach kryzysowych. Właśnie teraz potrzebne jest trenerskie doświadczenie i wyczucie. Masowe wprowadzanie do drużyny wychowanków i postawienie na ofensywę to za mało, by osiągać trwałe sukcesy, konsekwentnie budować drużynę. Nikt niczego trwałego nie zbuduje, gdy głównym celem jest wypromowanie tych, co i tak szybko mają Poznań opuścić, a do zespołu masowo sprowadza się graczy doskonale wynagradzanych, ale gorszych od tych, którzy już tu są.

Przykładem takiego, na którego klub od dawna stawia, jest Filip Marchwiński. Szybko błysnął wielkim talentem, strzelił kilka bramek, zwracał na siebie uwagę sposobem poruszania się, swobodą ruchów. Wydawało się, że jego rozwój eksploduje, a tu nic z tego. Nie zmusza się do wysiłku, z nikim nie musi podejmować rywalizacji, miejsce w składzie ma pewne, przecież trzeba go promować. Zrobił się apatyczny, popełnia mnóstwo strat, jest dla drużyny obciążeniem. Dopóki celem jest szkolenie takich, jak on, a nie wygrywanie, Lech niczego nie osiągnie.

Teraz ma na oku czeskiego obrońcę o włoskich korzeniach, któremu marzy się trochę lepszy klub w innej lidze, ale pewnie tu trafi, bo nigdzie go nie chcą, a w Poznaniu dobrze płacą. Defensywy nie zbawi, raczej wtopi się w jej tło. Oczywiście potrafi więcej niż Crnomarković i Dejewski, prawdopodobnie cieszy się lepszym zdrowiem niż Rogne. Słabością tej formacji w Lechu nie jest jednak klasa zawodników. W innych, dobrze zorganizowanych ligowych zespołach grają przecież gorsi. Problemem jest zgranie, taktyka.

Żuraw nie potrafi zbudować solidnej defensywy. Po każdym meczu, przegranym w samej końcówce za sprawą błędów obrońców, sprawia wrażenie tak zaskoczonego, jakby zdarzyło się to pierwszy raz. Prawdopodobieństwo, że sytuacja szybko się powtórzy, jest wysokie. Każdy inny trener budowę drużyny zaczyna od obrony, od pozyskania dobrego bramkarza. Pójście na skróty, czyli postawienie tylko na ofensywę w przekonaniu, że wystarczy trzymać piłkę daleko od własnej bramki, to prowokowanie kryzysu.

Wszyscy przy Bułgarskiej zdają sobie sprawę, że mecz z Podbeskidziem wygrać trzeba. Bezwzględnie. Teoretycznie nie powinno to Lechowi przysporzyć problemów, wartość piłkarzy jednej i drugiej drużyny jest nieporównywalna. Wiadomo jednak, że przysporzy. Jeśli nawet uda się cel osiągnąć, przyjdzie to z najwyższym trudem.

Udostępnij:

Podobne

Drużyna mocna, ale niekompletna

Gdyby można było rozegrać całą rundę wiosenną korzystając z jedenastu piłkarzy, Lech miałby wielkie szanse dowieźć ligowe prowadzenie do końca sezonu. Problem w tym, że