Komplet zwycięstw nad beniaminkami. Do pokonanych w Poznaniu Puszczy i ŁKS-u dołączył Ruch Chorzów, jedyny z tego grona, który nie strzelił Lechowi bramki. Zwycięstwo mogło być dużo wyższe niż 2:0, bo przewaga była duża, okazji nie brakowało, piłka odbijała się od poprzeczki i słupka bramki gości.
Zaczęło się od dużej, a momentami miażdżącej przewagi Lecha, który nieustannie utrzymywał się przy piłce, atakował to jedną, to drugą stroną boiska, ale nie miał pomysłu na rozmontowanie chorzowskiej obrony. Długimi okresami tylko napastnik Szczepan pozostawał w okolicach środka boiska, pozostali gracze Ruchu biegali za piłką krążącą między zawodnikami Kolejorza. Wystarczył jednak moment nieuwagi, by goście ruszyli do przodu i zameldowali się pod polem karnym Lecha. Gdyby Michalski lepiej opanował podaną piłkę, nie miałby problemu ze skierowaniem jej do bramki Mrozka.
Kilka okazji bramkowych Lech zmarnował, gdy Ba Loua kopał ją byle jak, daleko od bramki i od czekających na podanie kolegów. Najbliższy gola był, gdy dobijał mocny, obroniony przez bramkarza strzał Velde. Potem, w tej samej akcji, dobijać próbował Ishak, spudłował jednak fatalnie. Kiedy pojawiła się szansa w postaci rzutu wolnego, do piłki ustawionej kilka metrów od linii pola karnego podszedł Kwekweskiri i pomylił się minimalnie, obijając poprzeczkę.
Nie udało się po tym stałym fragmencie, powiodło się przy następnym. Tym razem goście popełnili faul blisko linii bocznej i nie było mowy o uderzeniu bezpośrednim. Defensywa Ruchu spodziewała się wrzucenia piłki przez Karlstroma pod bramkę, on jednak skierował ją do stojącego najbliżej Ishaka, który tak przedłużył jej lot, że zatrzymała się w siatce, ponad rękoma próbującego interweniować bramkarza. Jeden Szwed asystował, drugi to wykorzystał.
Przewaga Lecha wciąż była ogromna. Do przerwy jednak nic się już nie zmieniło, a po niej w dalszym ciągu Ruch niewiele miał do powiedzenia. Próbował kontrataków, były one jednak przerywane i zaczynało się kolejne natarcie Lecha. Wiadomo było, że potrzebuje drugiego gola, bo rywal próbował się odgryzać, a do defensywy Kolejorza można mieć zaufanie ograniczone. Stopniowo obraz gry się zmieniał, Ruch próbował szczęścia opuszczając własną połowę, co miało dla niego złe konsekwencje, bo zrobiło się na niej więcej miejsca. Lech wyprowadził wzorcową kontrę. Ishak przyjął piłkę na granicy pozycji spalonej, ruszył w stronę bramki, miał dobrą pozycję do oddania strzału, wolał jednak obsłużyć Velde, który pewnym uderzeniem podwyższył prowadzenie.
Ruch nie zmieniał nastawienia, w dalszym ciągu ryzykował próbując zdobyć kontaktową bramkę. Nie był zespołem groźnym, mimo iż defensywa Lecha momentami zachowywała się nerwowo, nie potrafiła wyprowadzić piłki do strefy środkowej, kierowała ją do przeciwników. Wciąż jednak pojawiały się okazje do kontrataków. Kilka razy Lech był bliski strzelenia trzeciego gola, za każdym jednak razem brakowało ostatniego dobrego podania. W zagraniach klasowych graczy Kolejorza brakowało jakości, gubili się, trwonili szanse na definitywne zamknięcie meczu. Na ostatnie 10 minut wszedł na boisko Gholizadeh. Nie miał okazji pokazać niczego ciekawego, bo koledzy go nie dostrzegali, długimi okresami stał samotnie przy linii bocznej, przy piłce znalazł się tylko kilka razy.
Pojawiła się jeszcze szansa dla Lecha dosłownie w ostatnich sekundach meczu, gdy goście zapędzili się pod bramkę Mrozka. Ishak przyjął podanie, jak się wydawało, jeszcze na własnej połowie unikając w ten sposób spalonego i kolejny raz ruszył na bramkę. Mając przed sobą tylko bramkarza oddał mocny strzał, trafiając tylko w słupek. Na stadionie rozległ się ostatni okrzyk zawodu, choć i tak sędzia sygnalizował pozycję spaloną, a chwilę później zakończył mecz.