Przeglądając media społecznościowe polskich klubów, większość informacji to zapowiedzi transferów, zmian czy odejść. Inaczej jest w Lechu. Po kompletnie nieudanym sezonie zmienił się trener, który przygotowania zaczął bez swojego głównego asystenta, a jedyną nową twarzą w sztabie jest Dominik Kubiak odpowiadający za szkolenie bramkarzy.
Kadra piłkarska się tylko uszczupliła. Odeszli zawodnicy, którym skończyły się kontrakty, a z nieoficjalnych informacji wynika, że to nie koniec pożegnań tego lata. W drugą stronę jest całkowita cisza. Nie mówiąc już nawet o potwierdzonych transferach, w przestrzeni medialnej nie pojawiła się żadna poważna informacja dotycząca najbliższych wzmocnień. Władze Lecha wyszły z założenia, że skoro jest tak dobrze, to po co sprowadzać kogokolwiek nowego? To akurat mało prawdopodobne, jednak trudno znaleźć logiczną przyczynę tak dużej bierności w działaniach.
Jak dobrą kadrę ma Lech? Czy do poprawy nastrojów kibiców potrzebne są nowe twarze?
Bramkarz
Po raz pierwszy od dawna w Lechu jest spokój na pozycji bramkarza. W dłuższej perspektywie opłaciło się postawienie na Bartosza Mrozka prezentującego się przynajmniej na solidnym poziomie. Nawet gdyby klub opuścił Filip Bednarek, to znalezienie rezerwowego golkipera nie powinno być większym problemem, tym bardziej, że w obwodzie pozostaje niezwykle zdolny Mateusz Pruchniewski, który udał się na wypożyczenie do Pogoni Siedlce.
Obrona
Tu sytuacja prezentuje się już znacznie mniej optymistycznie. Na lewej stronie pozostał tylko Elias Andersson grający bardzo sporadycznie na jakkolwiek przyzwoitym poziomie. Zapowiada się na kolejną do kolekcji pomyłkę transferową. Żeby naprawić ten błąd musiałby w Poznaniu pojawić się zawodnik pokroju Pedro Rebocho. Mało realny scenariusz.
Jedyną nutką optymizmu kibiców może być Michał Gurgul, który mimo wieku miewał niezłe występy na tej pozycji. Poprzedni trener nie dał mu możliwości rozwinięcia skrzydeł, co może uczynić Niels Frederiksen słynący z pracy z młodzieżą.
Środek obrony to Miha Blazic, będący wciąż na mistrzostwach w Niemczech, dopiero wracający po zgrupowaniu reprezentacji Bartosz Salamon, nie widziany od wielu miesięcy Filip Dagerstal, kompletnie bez formy od dłuższego czasu Antonio Milic oraz Maksymilian Pingot po półrocznym wypożyczeniu do Stali Mielec.
Lech, jeśli realnie zależy mu na dobrym wyniku, powinien zainwestować we wzmocnienie centralnej części defensywy. Sam prezes i właściciel klubu przyznał, że szukają takiego zawodnika, więc można wywnioskować, że Poznań opuści Dagerstal lub Milic, w których miejsce pojawi się następca.
Jeśli nic się nie wydarzy, to sytuacja na prawej obronie wydaje się być przyzwoita, a na pewno lepsza niż po drugiej stronie. Jest Joel Pereira, który musi mieć tylko możliwość pokazania swoich możliwości, solidny zmiennik Alan Czerwiński i zdolny, ale wracający z kompletnie nieudanego wypożyczenia do Warty Filip Borowski.
Środek pola
W już zakończonym sezonie było widać, że w tym miejscu Lech ma poważny problem. Na szczęście dla zarządzających rozwiązał on się sam i nie trzeba podejmować większych starań. Receptą na zbyt defensywną i mało liczną pomoc ma być Antoni Kozubal będący po fantastycznych miesiącach w GKS Katowice, którego był kluczową postacią w drodze po awans do Ekstraklasy.
Zapewne o miejsce obok niego będą rywalizować Jesper Karlstrom i Radosław Murawski. Obaj mający wahania formy często zależne od dyspozycji całego zespołu. Trudno nie przyznać, że przydałaby się „ósemka” z prawdziwego topu, jednak wszystko wskazuje na to, że kibice będą musieli zadowolić się tym, co mają.
Piętro wyżej wszystko zależy od tego, czy jakiś zagraniczny klub zdecyduje się na pozyskanie Filipa Marchwińskiego. Najprawdopodobniej tak się stanie, a wtedy na pozycję ofensywnego pomocnika konieczne będzie sprowadzenie jego następcy. Pozostanie tylko Afonso Sousa z niewątpliwym potencjałem, jednak od dwóch lat bezskutecznie próbuje to udowodnić. Ciężko być przekonanym, że w tym sezonie opuści go nieregularność i urazy, przez co stanie się nową gwiazdą drużyny i całej ligi.
Ofensywa
Dużą niewiadomą jest, jak finalnie będzie wyglądać obsada obu skrzydeł. Niemal pewne jest, że za kilka milionów euro Poznań opuści Kristoffer Velde, różny może być też los Adriela Ba Louy, a jedną wielką zagadką jest, czy Dino Hotić i Ali Gholizadeh wreszcie spełnią pokładane w nich nadzieje. Do dyspozycji Nielsa Frederiksena są także Jakub Antczak i Filip Wilak, których przyszłość będzie rozstrzygać się w trakcie zgrupowania we Wronkach. Zgodnie z zapowiedziami pojawi się także ktoś nowy, chociaż patrząc na skuteczność Lecha w ściąganiu skrzydłowych, ciężko mieć względem niego wygórowane oczekiwania.
Jeśli chodzi o pozycję napastnika, sytuacja wydaje się być jasna i oczywista. Jest Mikael Ishak i Filip Szymczak, a prędzej czy później pojawi się także następca Artura Sobiecha. Klub zazwyczaj nie przykłada zbyt dużej wagi do wyboru rezerwowej „9”. Wychodzi z założenia, że podstawowy zawodnik sobie poradzi, więc w sprawie zmiennika decyduje się na opcję budżetową. Najlepiej wypożyczenie lub gracz będący bez klubu z niezbyt wygórowanymi oczekiwaniami.
Potrzeb wiele, a w gabinetach spokój. Czy to nowy sposób na sukces?
Trudno wytłumaczyć tak powolne działania. Niepełny sztab szkoleniowy, nie mówiąc już o braku nowych zawodników, którzy mają być tymi, co odmienią oblicze zespołu ostatnio często nazywanego w przestrzeni publicznej „sytymi kotami”. Oczywiście, że pośpiech nie jest zbytnio wskazany, ale wiele spraw trzeba było rozwiązać szybciej. Wystarczy rozejrzeć się wokół i wyłapać ciekawe propozycje z innych polskich klubów. Jedynym wytłumaczeniem może okazać się, że Lech podpisze kontrakty z prawdziwymi gwiazdami, które pokażą na boisku coś więcej niż bogate CV i całą listę dolegliwości. Tego spodziewać się trudno. Potrzeby w końcu zaspokojone zostaną, ale na ich jakość lepiej nie zwracać uwagi.
Mikołaj Duda