Pierwsze w roku transfery Lecha robią wrażenie. Pozyskał dwóch wysokich stoperów, sprowadzając ich z dobrych lig. Defensywa była w stanie agonalnym, jej uporczywie powtarzane błędy kosztowały stratę wielu punktów, przyczyniły się do niejednej kompromitacji. Takie ruchy były konieczne. Nie brakuje jednak kontrowersji wokół nowych graczy, którzy zresztą i tak gry obronnej z dnia na dzień nie przeobrażą.
Każdy z nowych obrońców mierzy powyżej 190 cm, mają za sobą grę w ligach bez porównania lepszych niż polska. Obaj są jednak zawodnikami po przejściach. Potrzeba starań, by wrócili do swej najlepszej dyspozycji. Na tej newralgicznej pozycji konieczne jest zgranie z kolegami. Gdyby nawet okazali się graczami dużej klasy, będą mieli za sobą bramkarza, którego nie wolno darzyć całkowitym zaufaniem.
Bartosz Salamon ma poważny walor – wywodzi się z poznańskiego środowiska. Nie wkracza na dziewiczy teren. Jednak opuszczał miasto i klub jako gracz młodziutki, dopiero zaczynający przygodę piłkarską. Zwrócił na siebie uwagę Włochów, bo miał duży potencjał i świetne warunki fizyczne. Na Półwyspie Apenińskim spędził aż 14 lat, ale nigdy nie grał w klubie topowym. Próbował w Milanie, nie wyszło. Wypadał ze składów drużyn słabych, notował degradacje, częściej grał na zapleczu Serie A niż w najwyższej klasie rozgrywkowej.
To nie znaczy, że jest słabym piłkarzem. Wiele się nauczył w kraju znanym z zamiłowania do taktyki, z kultywowania gry obronnej. Polscy kibice mogli go kilkakrotnie obejrzeć w reprezentacji. Nie wypadł imponująco, nie było mowy, by w kadrze narodowej zagościł na stałe. Ostatnio nie mieścił się wkładzie drużyny z Serie B. Portal transfermarkt.de jego wartość szacuje na 400 tys. euro. Dla porównania – Djordje Crnomarković ma mieć wartość 550 tys. euro. Trzeba na to patrzeć z dystansem. Sprowadzenie gracza gorszego od Serba mijałoby się z celem.
Ten sam portal wartość drugiego z pozyskanych przez Lecha obrońców, Antonio Milicia, ocenia na pół miliona euro. Możemy mówić o dużym regresie, bo nie tak dawno trzeba było za niego zapłacić 3 miliony. W belgijskim Oostende Chorwat spisywał się tak dobrze, że sięgnął po niego Anderlecht. Nie sprawdził się tam jednak, trafił na wypożyczenie do drugiej ligi hiszpańskiej, gdzie szło mu średnio, a na koniec wywołał skandal, bo po pandemicznym przedłużeniu sezonu odmówił gry, gdy kontrakt wygasł. To tak, jakby piłkarze Lecha w ubiegłym roku odmówili wychodzenia na boisko w lipcu.
Po powrocie do Belgii miał półroczną przerwę w piłkarskiej karierze. Nie grał wcale, aż zainteresował się nim Lech, ku radości kibiców belgijskiego klubu, chcących się piłkarza pozbyć. Chorwat jest piłkarzem lewonożnym, ma opinię twardego, nie patyczkującego się z napastnikami, często łapiącego kartki. Lech sprowadził go mimo braku możliwości obserwacji. To niewiadoma, czy w Poznaniu się odbuduje. Warto pamiętać, że Mikael Ishak też miał duże problemy w Norymberdze. Jednak sposób jego gry i umiejętności nie były tajemnicą. Nie było wątpliwości, że to gracz wartościowy.
Polskim klubom piłkarskim daleko, pod względem sportowym, do europejskiej średniej. Piłkarze słabo sobie radzący w innych ligach mogą u nas błysnąć, a właśnie sprowadzony z 2 Bundesligi Ishak jest tego najlepszym przykładem. Czy podobnie będzie z nowymi obrońcami? Tego nikt nie przewidzi. Pewne jest tylko to, że chcąc poprawić grę obronną, nie wystarczy dołożyć piłkarzy. W Lechu trzeba od nowa budować całą formację, i to w krótkim czasie. To zadanie dla wytrawnego trenera.
Fot. lechpoznan.pl/Przemysław Szyszka