W obecnej sytuacji obrona tytułu przez Lecha byłaby nie lada wyczynem. Piłkarze z pewnością podejmą to wyzwanie. Strata punktowa do kilku drużyn z czołówki jest nieduża, łatwo można byłoby ją odrobić jeszcze zimą. Ale dystans do lidera zrobił się dramatycznie duży. Raków ma nie tylko przewagę, ale i mocną, dobrze zorganizowaną drużynę, a przede wszystkim determinację w dążeniu do trofeum. Podobną kierownictwo Lecha wykazuje raz na sto lat.
Ostatnio osiągnięte mistrzostwo nie jest pierwszym w dziejach klubu. Sukcesy zaczęły się w latach 80 i powtarzały z krótszymi lub dłuższymi przerwami. Raczej dłuższymi. Powiodła się tylko obrona pierwszego mistrzostwa. Kolejne osiągnięte rok po roku powtórzyło się dopiero po dekadzie, ale wtedy tytuł został Lechowi przyznany po tym, jak ligowi konkurenci zdecydowanie przesadzili w oszukiwaniu. Od tego czasu były jeszcze trzy ligowe triumfy, wszystkie już po przejęciu Kolejorza przez rodzinę Rutkowskich. Za każdym razem powtarzał się ten sam scenariusz: brak dużej determinacji w walce o Ligę Mistrzów i obronę tytułu.
Nikt nie przewidzi, kiedy Lech znów wywalczy mistrzostwo. Złośliwi twierdzą, że trzeba o to pytać Macieja Skorżę, bo tylko on zna własne plany zawodowe. Trener ten znany jest z ambicji i konsekwencji, ale nawet on nie naleje z próżnego. Musi mieć warunki do pracy, przede wszystkim mocną, gotową na kolejny bój drużynę. W 2010, 2015 i 2022 roku klub nie zrobił wiele, by zdyskontować własny sukces. Można nawet powiedzieć, że zwyczajnie odpuścił. Za każdym razem jest jakieś wytłumaczenie, a to problemy z pozyskaniem napastnika po odejściu Lewandowskiego, ostatnio legendarne już zachęcanie Helika. Wszystko powtarza się tak regularnie, jakby rezygnacja z ciągu dalszego wpisana była w wieloletnią strategię klubu.
Wiele osób mocno wierzy, że obrona aktualnego mistrzostwa jest realna. I rzeczywiście nie jest to niemożliwe. Wystarczy, licząc na potknięcia rywala, tydzień po tygodniu odnosić zwycięstwa, także w Warszawie, Płocku, Częstochowie, czyli tam, gdzie Lechowi nigdy nie jest łatwo. Przed poważnym wyzwaniem stanie już w pierwszym tegorocznym meczu, w Mielcu. Stal jest dla niego wyjątkowo niewygodnym rywalem, na przekór różnicy w piłkarskim potencjale. Jeśli i teraz nie nastąpi przełamanie, u progu rundy wiosennej strata w tabeli może wzrosnąć zamiast zmaleć. Wysoka forma drużyny musi przyjść natychmiast, na rozkręcanie się brakuje czasu.
Obecny trener Lecha przełamał kilka barier. Dowiódł, że nawet polska drużyna może godzić ligę z Europą. Przekonał piłkarzy do ofensywnej gry do samego końca. Z drugiej jednak strony każda dłuższa przerwa w rozgrywkach, gdy był czas na spokojne trenowanie, nie działała na korzyść drużyny. Najgorzej było bezpośrednio po letnich przygotowaniach do sezonu. Teraz przerwa między rundami jest nietypowa, przygotowania odbywają się w odcinkach, więc trudno przewidzieć, jak ten eksperyment wpłynie na firmę piłkarzy.
Przed początkiem poprzedniego sezonu nikt nie miał wątpliwości, że Lech nastawił się na mistrzostwo. Zaangażował trenera-specjalistę, otrzymał on dobrych piłkarzy, priorytetem klubu nie było oszczędzanie na drużynie, przysłowiowe już równoważenie budżetu. Maciej Skorża mistrzowsko wykorzystał kadrę, jaką mu zapewniono. Przed startem kolejnego sezonu nastąpiło zjawisko dokładnie odwrotne. Z klubu popłynął sygnał: dość już tego dobrego.
Symbolem zmiany podejścia byli dwaj piłkarze – Artur Rudko i Dawid Kownacki. Ten pierwszy sprowadzony został w trybie oszczędnościowym, a narobił szkód liczonych w milionach. Za „Kownasia” trzeba byłoby Fortunie Duesseldorf dobrze zapłacić, ale Lech by to udźwignął. Gdyby piłkarz grał w polskiej lidze tak, jak w II Bundeslidze, nie tylko zagwarantowałby dużą liczbę bramek, czyli punktów, ale i wzbudziłby zainteresowanie w bogatych ligach. Inwestycja z pewnością by się zwróciła, wystarczyło wykazać trochę odwagi i ambicji. Nigdy chyba się nie dowiemy, czy klub nie chciał, czy nie potrafił.
W najbliższych tygodniach poznamy prawdziwe nastawienie klubu do tego sezonu, do ligi i europejskich pucharów. Może pójść za przykładem tych, co wzmacniają drużynę zwiększając szanse na sukcesy. Może też uznać, że zespół jest wystarczająco mocny na wywalczenie gry w pucharach, a w przejście norweskiej drużyny w Lidze Konferencji nie warto inwestować.
Józef Djaczenko