Kibice Kolejorza przez kilka tygodni nie mieli okazji oglądać swych piłkarzy w akcji. Nie mogła więc ich ucieszyć informacja o zamknięciu dla publiczności meczu sparingowego z Widzewem. Przekonali się jednak, że dużo nie stracili. Dostępna była transmisja z meczu, w którym Lech nie pokazał niczego ciekawego. Porażkę z beniaminkiem ekstraklasy zawdzięcza bramkarzom. Kilkanaście dni przez pierwszym meczem o dużą stawkę sytuacja drużyny nie napawa optymizmem.
Nowy trener obejmie drużynę w poniedziałek. Czeka go nie lada wyzwanie, bo będzie musiał pogodzić przygotowanie do meczu z Karabachem z przygotowaniem zespołu do długiej (oby!) piłkarskiej jesieni. Śledząc przebieg meczu z Widzewem, nie mógł mieć zadowolonej miny. W sparingu Lecha nie prowadził już Rafał Janas, asystent Macieja Skorży. Do protokołu wpisani byli Dariusz Dudka i Maciej Kędziorek, w kolejności alfabetycznej.
Nie wszyscy piłkarze Lecha mogli w tym spotkaniu zagrać. Reprezentanci wypoczywają, Bartosz Salamon wciąż walczy z urazem mięśnia, przewidziany do występu w wyjściowym składzie Filip Marchwiński w ostatniej chwili został zmieniony przez Daniego Ramireza. W pierwszej połowie wystąpili zawodnicy znani z ekstraklasowych boisk, ale to nie był zespół niedawno oklaskiwany za jakość, która przyniosła mistrzostwo Polski. Gra się nie kleiła, nie było składnych ataków, za to mnożyły się błędy i niedokładności. Do tego nowy bramkarz już po kilku minutach popełnił szkolny błąd – dał się zaskoczyć łatwym strzałem w krótki róg.
Jeżeli uwidoczniała się piłkarska różnica w jakości gry obu drużyn, to na korzyść Widzewa. Miał pomysł na rozgrywanie akcji, łatwo przechwytywał piłkę, stwarzał okazje bramkowe. Strzałów wielu nie oddawał, były one zresztą niezbyt groźne, ale tego najważniejszego Artur Rudko nie zatrzymał. Lech zaczął strzelać później niż rywal. Po kontrze Ramirez dobrze obsłużył Amarala, który technicznym strzałem, podkręcając piłkę, chciał ominąć bramkarza. Udało się, ale niestety ominął także bramkę. Potem trafił w poprzeczkę. Na dotychczasowym swym poziomie zagrał Velde. Sykora dużo biegał, niewiele mu wychodziło.
Po przerwie Lech pokazał całkiem nową drużynę, z prawie samymi wychowankami. Tylko Bednarek, Sobiech, Douglas i Ba Loua byli zawodnikami „dorosłymi”. Szybko udało się to, czego nie potrafiła drużyna sprzed przerwy – wyrównać. Wystarczyło wrzucenie piłkę przez Ba Loua w pole karne. Doszedł do niej Pacławski i jednym kontaktem skierował ją do siatki. Młoda drużyna popełniała sporo błędów, ale i pokazała kilka ciekawych akcji. Młodzi gracze byli ruchliwi, w przeciwieństwie do spacerującego Sobiecha. Różnica w grze między nim a walczącym w pierwszej połowie na całym boisku Ishakiem była porażająca.
Lech nie nacieszył się długo remisem. Wystarczył babol Bednarka, który właściwie sam siebie pokonał, by Widzew znów wyszedł na prowadzenie. Nie oddał już go, a mistrz Polski nie miał atutów pozwalających cokolwiek zmienić. Wartość szkoleniową tego spotkania trudno ocenić wysoko.
Lech Poznań – Widzew Łódź 1:2 (0:1).
Bramki: Pacławski (51) – Danielak (9), Żyro (58).
Lech w pierwszej połowie: Artur Rudko, Joel Pereira, Alan Czerwiński, Antonio Milić, Pedro Rebocho, Jan Sýkora, Radosław Murawski, Dani Ramirez, Kristoffer Velde, Joao Amaral, Mikael Ishak
Lech po przerwie: Filip Bednar, Igor Kornobis, Patryk Olejnik, Maksymilian Pingot (76. Mikołaj Tudruj), Barry Douglas, Adriel Ba Loua, Patryk Gogół, Maksym Czekała, Filip Wolski, Norbert Pacławski, Artur Sobiech.