Warta miała pecha, bo mierzyła się z Lechem tuż przed przerwą na zgrupowania reprezentacji. Szczęście ma Stal Mielec, która podejmie Kolejorza bezpośrednio po tej przerwie. Jak od dawna wiadomo, Lech ma problemy z odzyskaniem rytmu po wznowieniu rozgrywek, i to niezależnie od tego, jak wielu zawodników nie trenowało w Poznaniu. Tym razem na stare problemy nałoży się brak formy poszczególnych piłkarzy i kulejąca gra całej drużyny.
Długo się wydawało, że Lech przedłuży serię nieskuteczności o mecz derbowy, bo zdobycie bramki to dla niego wciąż wielka sztuka. Kilka świetnych okazji z początku meczu przepadło, potem gra się wyrównała i zamiast cokolwiek strzelić, można było ponieść straty. Początek drugiej połowy przyniósł zmianę sytuacji, bo parze Marchwiński-Velde udało się wreszcie ograć defensywę Warty. Zawodnicy ci wcześniej, mówiąc delikatnie, zawodzili.
Norweg dołożył potem drugiego gola i kto nie oglądał całego spotkania, lecz najważniejsze akcje, mógł nabrać przekonania, że Velde znajduje się w wysokiej formie i niemal w pojedynkę zniszczył Zielonych. Nie jest to prawda. W pierwszej połowie zawodził, nie czuł piłki, przegrywał pojedynki, po których upadał domagając się interwencji sędziego. Niezbyt dobrze czuł się na boisku Marchwiński, mimo iż bardzo się starał dobrze rozprowadzać akcje ofensywne, posyłał prostopadłe podania, które nie mogły trafić do nikogo. W jednym przypadku Velde wyraźnie się spóźnił. Gdyby nie to, już na początku spotkania padłby gol podobny do tego z 52 minuty.
Gra ofensywna Lecha posypałaby się całkowicie, gdyby nie przebłyski „Marchewy” i Velde. Tylko oni potrafią jeszcze zapewnić piłkarską jakość. Trochę trudniej liczyć na zryw Szymczaka, a Ba Loua robi dużo zamieszkania zawodząc w kluczowych momentach. Gholizadehowi nie brakuje umiejętności, ale korzysta z tego tylko chwilami, więc nie może się to przełożyć na liczby. Jednak w drugiej połowie meczu z Wartą pomylił się nieznacznie, dobrym strzałem posłał piłkę tuż przy słupku, ale od niewłaściwej strony. I tyle możemy powiedzieć o ofensywnych zawodnikach Lecha. Do kontuzjowanych Ishaka i Sousy dołączył ostatnio Hotić.
W poprzednich sezonach dziury w składzie łatali zdolni młodzieżowcy. Teraz brakuje nawet takich, choć Lechowa akademia uchodzi za czołową w kraju. Inne kluby kierują ostatnio do pierwszego zespołu wartościowszych wychowanków. Marchwiński i Szymczak za chwilę stracą status młodzieżowców, ten pierwszy przeniesie się prawdopodobnie na Półwysep Apeniński. Wydawało się, że w trudnej sytuacji kadrowej Maksymilian Dziuba będzie się cieszyć większym zaufaniem, nie przekonuje jednak wystarczająco do siebie trenera. Jedyni młodzieżowcy, którzy mogą być w przyszłości promowani i transferowani, to gracze aktualnie wypożyczeni, szczególnie rozgrywający Antoni Kozubal.
O obecnym Lechu wszystko można powiedzieć, tylko nie to, że ma mocną i wyrównaną kadrę. Zgliszcza pozostały z tego, co zbudowano w czasach Macieja Skorży. Latem straci kilku ważnych graczy. Nie wiemy, czy Ishak odzyska zdrowie i strzelecką klasę. Nie można liczyć na pieniądze z gry w Europie, nie było spektakularnych transferów, więc trudno będzie stworzyć nową drużynę. Dla ludzi nie znających się przesadnie na futbolu może to być nie lada wyzwanie. Żaden trener klasy Skorży nie obejmie zespołu pozbawionego klasowych piłkarzy. Jeszcze trudniej się zrobi bez awansu do europejskich pucharów. Lechowi grozi stopniowa zamiana w ligowego średniaka.