Gdyby oglądanie wiosennych potyczek Lecha zacząć tuż po upływie 30. minuty meczu w Białymstoku, można byloby odnieść wrażenie, że zawodnikom zakazano strzelania goli lub towarzyszy im wyjątkowa niemoc w kreowaniu sytuacji. Zgodne z prawdą jest to drugie stwierdzenie. Doskonale wiadomo, że lechici po wznowieniu rozgrywek mają duże problemy w dochodzeniu do dogodnych szans strzeleckich. Potwierdza to fakt 450 minut bez zdobytego gola. Jest to najdłuższa seria od 8 lat i kadencji Jana Urbana.
W jeszcze wcześniejszych latach – jak podaje prowadzący profil wikilech – Encyklopedia Lecha Poznań – podobna sytuacja miała miejsce w sezonie 2011/12, kiedy trenerem był… Mariusz Rumak. Wtedy na liczniku wybiło 10 godzin i 40 minut, co jest rekordowym wynikiem klubu w XXI wieku. Poprzednie najdłuższe serie bez zdobyczy bramkowej były odnotowywane w latach 70′ ubiegłego stulecia.
Zawodnicy ofensywni równorzędnie zawodzą. Czy to przypadek?
W ostatnich sezonach pozycja napastnika była zarezerwowana dla Mikaela Ishaka. W obecnych rozgrywkach większość czasu spędza na leczeniu dolegliwości i tylko przez kilka jesiennych tygodni był z niego realny pożytek. Kapitan Kolejorza nie ma zapewnionych odpowiednich zastępców, właśnie w razie takich wypadków. Historia Artura Sobiecha jest wszystkim doskonale znana. Zabłysnął trafieniem we Florencji, jednak nie zapewnił nawet w najmniejszym stopniu wymaganej od niego jakości i już wiadomo, że przez kontuzję więcej w obecnym zespole nie zagra.
Filip Szymczak po rozczarowującej rundzie dobrze wszedł w wiosnę dwukrotnie pokonując bramkarzy rywali. Jego problem tkwi w tym, że nie jest typem „9”, która sama dojdzie do sytuacji bramkowej. Musi naiwnie czekać na dogrania od partnerów, jednak tych jest jak na lekarstwo. Próbuje walczyć w środku boiska czy schodzić na skrzydło, tylko wtedy tworzy się luka w polu karnym. Nieraz skuteczne okazywało się przesunięcie na szpicę Filipa Marchwińskiego. Szczególnie za Johna van den Broma ten wariant dawał pozytywne rezultaty, jego następca również podjął taką próbę, tylko że przez te same przyczyny, co w przypadku Szymczaka, ta kombinacja nie przyniosła zamierzonych efektów.
Na jesień przy bocznej linii szalał Kristoffer Velde będąc motorem napędowym Lecha i gwiazdą Ekstraklasy. Widać to w danych, które pokazują, że Norweg ma najwięcej w porównaniu do kolegów z drużyny bramek, asyst, strzałów i udanych dryblingów. Po zmianie trenera on również nie jest już taki sam. Przypomina siebie z początku pobytu w Poznaniu. Potyka się, traci piłkę, jest niedokładny, nie ma tego błysku dającego Kolejorzowi wymierne korzyści. Adriel Ba Loua ma za sobą najlepszą rundę od czasu przeprowadzki do Polski. Zanosiło się na podtrzymanie dobrej dyspozycji, ale przez mniejszą liczbę szans na grę ma to zadanie mocno utrudnione.
Podczas letniego okienka transferowego sprowadzonych zostało 2 graczy mających zwiększyć rywalizację na skrzydłach. Dino Hotić po obiecującym początku szybko wypadł z gry na kilka tygodni i po powrocie pod koniec listopada regularnie zawodzi. Oczywiście nie warto go jeszcze skreślać, bo jego przeszłość nie wzięła się z niczego, ale póki co kibice mogą czuć się rozczarowani jego postawą. Zupełnie innym przypadkiem jest Ali Gholizadeh. Irańczyk dołączył do Lecha z urazem i trzeba było na niego czekać aż do końca października. Realnie dopiero po powrocie z Pucharu Azji stał się graczem podstawowego składu. Jego gra też nie zachwyca, tylko biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności jego krytyka póki co jest bezsensowna. W pojedynczych sytuacjach widać u niego niebagatelne umiejętności, które pokazują, że to gracz mający potencjał na półkę wyżej niż Ekstraklasa.
Młodzieżowiec, skrzydłowy i wieczny nieobecny. Kadra Lecha w pigułce
Duży problem jest też z obsadą pozycji ofensywnego pomocnika. Regularnie występuje tam Marchwiński, do którego nie można mieć większych zastrzeżeń, jednak nie jest to typ piłkarza, który sam swoją przebojowością i dryblingiem minie kilku rywali i doprowadzi do klarownej okazji strzeleckiej. Przede wszystkim potrzebuje mieć od kogo piłkę otrzymać i komu ją zagrać. Swoje szanse za napastnikiem otrzymuje też Hotić, jednak nie na swojej pozycji, podobnie jak na skrzydle, nie wnosi zbyt wiele dobrego. Jest też zawodnik widmo. Niby jest, ale go nie ma. Afonso Sousa zdecydowanie częściej jest poza boiskiem niż na nim i powoli zbiera się na to, że może mieć problem, by móc zapisać się w gronie udanych transferów. Miał kilka obiecujących momentów, jednak na prawie półtora roku pobytu w Lechu to zdecydowanie za mało.
Kwartet ofensywny to za mało. Atakuje cały zespół
W fazie ataku pozycyjnego często najważniejsi są gracze z głębokiego środka pola czy najszerzej ustawieni obrońcy. To oni mają za zadanie przełamywać zasieki przeciwnika, często nieszablonowymi zagraniami czy strzałami z dalszej odległości, by wyciągnąć wyżej rywali i zrobić więcej miejsca za ich plecami. W Lechu to zupełnie nie funkcjonuje. Uderzeń z dystansu praktycznie nie ma, skuteczne podania prostopadłe też są rzadkością, a dośrodkowania z niedokładności lub braku odpowiedniej liczby graczy w polu karnym padają łupem rywali. O ile ciężko oczekiwać od graczy z lewej strony defensywy odpowiednich dograń, o tyle dużym zawodem jest przynajmniej chwilowe zatracenie tej umiejętności przez Joela Pereirę, potrafiącego dograć wprost na głowę wybranego przez siebie zawodnika.
Wyjątki potwierdzające regułę. Coś musi być nie tak
Obniżki i zwyżki formy zawodowych sportowców to nic nadzwyczajnego. Inaczej jest, gdy taki spadek dyspozycji dotknął w tym samym momencie całą konkretną grupę zawodników. Tak jest właśnie w Lechu i nie trzeba być wielkim znawcą, by dostrzec ten problem. Oznacza to jedno: rozwiązanie tej kwestii musi być systemowe, a nie indywidualne.
Nie funkcjonują żadne wyrysowane schematy, zero pożytku jest ze stałych fragmentów gry, a co najgorsze dla trenera problemem nie jest skuteczność, którą stosunkowo łatwo jest poprawić. Kreacja szans to zagadnienie wymagające poprawy, ale to często jest długotrwały proces. Widać, że są luki personalne, które w przerwie zimowej wymagały wzmocnienia. Tak się nie stało, a trener doskonale wiedział, z jaką kadrą będzie współpracował.
Mariusz Rumak z tymi, których ma, musi jak najszybciej poprawić grę ofensywną, bo żadne wymówki przez kibiców przyjęte nie zostaną. Tylko, czy ma pomysł jak to zrobić? Jeśli nie, to ma szansę zapisać się w historii. Z najdłuższą serią bez strzelonego gola w ponad 100-letnich dziejach klubu.
Mikołaj Duda