Za piłkarzami Lecha pierwsza część zmagań nowego sezonu. Rozegrali 6 meczów, a do rezultatów nie można mieć większych zastrzeżeń. John van den Brom notuje już kilkumiesięczną serię bez porażki w oficjalnych pojedynkach, a gdyby nie potknięcie w Lubinie, byłby blisko klubowego rekordu zwycięstw. W poprzednich latach nie zawsze przebiegało to tak pomyślnie, zazwyczaj nieunikniona była nieoczekiwana wtopa, która mogła przerodzić się w dłuższy kryzys.
Dość nieoczekiwanie Lechici udanie weszli w nowy sezon. Kilku zawodników miało problemy zdrowotne, inni z powodu reprezentacji i przedłużonego urlopu nie przepracowali pełnego okresu przygotowawczego, a nowe nabytki z racji dosyć późnego dołączenia nie były maksymalnie gotowe do gry od początku. Optymizmem nie mogły napawać też wyniki sparingów, które rzadko mają przełożenie na regularne rozgrywki, jednak niektórzy kibice na tej podstawie przewidywali katastrofę.
Piłkarze niewiele sobie z tego zrobili i zaczęli od zwycięstwa na bardzo trudnym terenie w Gliwicach, nie bez problemów, ale pokonali Radomiaka, wywalczyli cenny remis w Lubinie, a do tego dołożyli 3 zwycięstwa w eliminacjach Ligi Konferencji. Wciąż jest duże pole do poprawy, gra nie zawsze wygląda najlepiej, przytrafiają się proste błędy, ale część kadry dopiero szuka swojej maksymalnej formy, wraca po dłuższych urazach. Nowy nabytek Ali Gholizadeh dopiero zaczyna indywidualne treningi.
„Rozgrywki 2022/23 Lech rozpoczął od falstartu. Mimo zwycięstwa w pierwszym meczu eliminacji Ligi Mistrzów odpadł z niej przez dotkliwą porażkę w Azerbejdżanie. W międzyczasie był przegrany Superpuchar i porażki w Ekstraklasie. Udało się awansować do fazy grupowej Ligi Konferencji, jednak w Poznaniu panowała nerwowa atmosfera wieszcząca kolejny sezon przejściowy i poważne problemy na krajowym podwórku” – tak w podsumowaniu minionego sezonu opisywałem start rozgrywek. Jasno to pokazuje, jaki rozwój zaliczyła drużyna Johna van den Broma, który od początku musiał mierzyć się z wieloma przeciwnościami, jednak dzięki ciężkiej pracy udało się znaleźć się w obecnej sytuacji.
Tak dobrej inauguracji próżno szukać w ostatnich latach, jednak najbardziej zbliżona była podczas ostatniego sezonu mistrzowskiego, kiedy pierwsze 6 pojedynków to 4 wygrane i 2 remisy. Główna różnica to częstotliwość następnych meczów. Obecnie od samego początku Kolejorz gra co 3 dni, a Maciej Skorża miał komfort uczestniczenia tylko raz w tygodniu w zmaganiach Ekstraklasy. Wtedy po raz pierwszy wyższość rywala trzeba było uznać w 9 serii gier w przeklętym Białymstoku, ale dzięki dobrej formie w następnym tygodniach taki przypadek był rzadkością.
Dobrze, szczególnie w Europie, swoją ostatnią kampanię w Poznaniu rozpoczął Dariusz Żuraw. Przebojem awansował do Ligi Europy eliminując kolejnych przeciwników, jednocześnie zbierał punkty w rodzimych rozgrywkach. Z biegiem czasu przez brak jakościowej kadry i doświadczenia w zarządzaniu w znacznie częstszych zmaganiach było coraz gorzej i skończyło się na katastrofalnym 11 miejscu w końcowej tabeli Ekstraklasy.
W jeszcze wcześniejszych kampaniach wręcz tradycją była niewymuszona porażka w jednym z pierwszych spotkań w eliminacjach europejskich pucharów, jak z Gandzasarem Kapan czy Fk Haugesund lub na krajowym podwórku dotkliwe przegrane ze Śląskiem Wrocław czy Wisłą Płock. Zdecydowanie najgorsze ligowe starty w ostatnim czasie przypadają na lata 2015 i 2016, kiedy to nie udało się zapobiec całym seriom strat pełnej puli punktów.
Mecz z Górnikiem Zabrze w samej końcówce kwietnia to dotychczas ostatnia porażka. Gdyby nie strata punktów przed tygodniem w Lubinie, Lech byłby blisko pobicia klubowego rekordu 10 wygranych z rzędu. Holenderski trener ma do dyspozycji dosyć dobrze zbudowaną kadrę, prawdopodobnie najlepszą w Polsce, dodatkowo potencjalni rywale w walce o tytuł również mierzą się w Europie, przez co mogą mieć problemy z utrzymaniem formy w krajowych występach. Zapowiada się, że drużyna będzie z tygodnia na tydzień lepsza, więc obiecujący początek powinien zwiastować sezon pełen emocji.
Mikołaj Duda