Na przeklętym stadionie Lech bezradny

Kto twierdził, że nie wolno liczyć na Lecha nawet rozpędzonego, miał całkowitą rację. Zawiódł na całej linii. Fatalnie rozgrywał, niecelnie podawał, haniebnie pudłował strzelając. Nie wykorzystał miażdżącej przewagi w pierwszej połowie. W drugiej przestał istnieć. Jakby był przekonany, że na tym stadionie nie wygra nigdy. Katem Kolejorza jak zwykle był Imaz.

Skład Lecha łatwo było przewidzieć, a jedyna wątpliwość dotyczyła środka boiska. Tiba czy Kwekweskiri? Tiba, który uratował mecz z Pogonią, wydawał się być faworytem. O wyborze Gruzina być może przesądziła niedawna choroba Portugalczyka, który mecz z Wisłą opuścił, a trener składu zwycięskiego nie zmienił.

Wyższość Lecha ujawniła się od pierwszych minut. Uzyskał przewagę grając pressingiem na połowie Jagiellonii. Łatwo konstruował akcje, ale w decydujących momentach paliły one na panewce z powodu niedokładności w zagraniach. Niechlujnych podań było co nie miara, właściwie w każdej sytuacji można się było ich spodziewać.

Gospodarze sporadycznie przedostawali się na połowę Lecha. Było im trudno, bo przeciwnik dosłownie siedział na nich i zadziwiająco łatwo pozbawiał piłki. Cóż jednak z tego, skoro za chwilę następowała prosta strata. Brak koncentracji? Nonszalancja? Po kwadransie udało się nawet umieścić piłkę w bramce, gdy Amaral wyłuskał piłkę, strzelił wprost w bramkarza, a Ishak celnie dobił. Niestety, zrobił to z pozycji spalonej i wynik wciąż nie był otwarty.

Mimo dużej przewagi, Lech nie oddawał celnych strzałów. Dobrą okazję miał Ba Loua po odbierze prostopadłego podania, jednak nie trafił. Z dystansu próbowali uderzać Amaral i Kamiński, pudłując niemiłosiernie. Nie udawał się atak pozycyjny, źle kończyły się szybkie wyjścia skrzydłowych. Nie wstrzelenie się w bramkę mogło się skończyć fatalnie, bo Jagiellonii udało się wreszcie wyjść z atakiem i Cernychowi do strzelenia bramki zabrakło centymetrów. W odpowiedzi widzieliśmy kolejny pozycyjny atak Lecha. I kolejny niecelny strzał Amarala.

Ostrzeliwanie bramki Jagiellonii trwało i wciąż kończyło się niczym. Próbował nawet Salamon, oczywiście niecelnie. A po wypadzie o włos od ukarania Lecha za nieskuteczność był Imaz. Spokojna interwencja Bednarka temu zapobiegła. Po chwili nastąpiła kontra Lecha, świetne podanie do Karlstroema, a ten katastrofalnie spudłował. To już było denerwujące i załamujące. Tylko dwa celne strzały w pierwszej połowie mimo ogromnej przewagi. Katastrofa. W dodatku niebezpieczna, bo Jagiellonia widząc nieudolność Lecha odzyskiwała pewność siebie.

Początek drugiej połowy był kompletnie inny. To Jagiellonia opanowała boisko i ruszyła do przodu, próbując zamykać Lecha na jego połowie. Miała przewagę, Kolejorz musiał się bronić, atakował znacznie rzadziej, nie miał okazji strzelać ani celnie, ani niecelnie. Jeżeli nawet udało się wyjść do przodu, podania do szarżującego zawodnika do celu nie dochodziły. Po 20 minutach Maciej Skorża wprowadził na boisko Tibę i Skórasia za słabego Kamińskiego i przeciętnego Kwekweskiriego. Obie drużyny próbowały grać do przodu. Lechowi nic nie wychodziło z powodu niecelnych podań.

W końcu stało się to, co wydawało się nieprawdopodobne. Dalekie podanie do Imaza przyjął na głowę Salamon, ale tak fatalnie, że podał Hiszpanowi, a ten nie miał problemu z pokonaniem Bednarka. Tak się płaci za nieskuteczną, elektryczną, partacką grę, za brak koncentracji. Po chwili Imaz miał jeszcze jedną idealną sytuację. Nie trafił, ale i tak był na spalonym. I to był koniec Lecha w tym meczu. Niczego już nie potrafił zdziałać. Grał niezbornie, mógł przegrać jeszcze wyżej.

Jagiellonia może być bez formy i nie wygrywać od dawna, ale goszcząc u siebie Lecha, nawet rozpędzonego i liderującego, zawsze ma prawo liczyć na zwycięstwo. Na nowym stadionie Jagiellonii nie wygra nigdy.

Jagiellonia Białystok – Lech Poznań 1:0 (0:0)
Bramka: Jesús Imaz 71
Żółte kartki: Romanczuk – Karlström, Ramírez.
Jagiellonia: Pavels Steinbors, Tomas Prikryl (90 Bartosz Bida), Bogdan Tiru, Israel Puerto, Michał Pazdan, Bojan Nastić, Jesus Imaz (89 Kacper Tabiś), Martin Pospisil, Taras Romanczuk, Krzysztof Toporkiewicz (46 Karol Struski), Fedor Cernych (67 Michał Żyro).
Lech: Filip Bednarek, Joel Pereira, Bartosz Salamon, Lubomir Satka, Pedro rebocho, Adriel Ba Loua (82 Artur Sobiech), Jesper Karlstroem (82 Dani Ramirez), Nika Kwekweskiri (65 Pedro Tiba), Joao Amaral (87 Filip Marchwiński), Jakub Kamiński (65 Michał Skóraś), Mikael Ishak.
Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 6779.

Udostępnij:

Podobne

Koniec roku weryfikuje oczekiwania

Miało być przepięknie. Prezentujący atrakcyjny, ofensywny futbol Lech wypracowałby w tym roku przewagę nad największymi ligowymi rywalami i wiosną pewnie zmierzał po mistrzostwo, by potem

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny