Seria ośmiu spotkań bez zwycięstwa z Rakowem przerwana. Wreszcie, po ponad trzech latach, Lech potrafił poradzić sobie z tym rywalem. Jak przyznawali sami zawodnicy, ciążyła im ta niechlubna passa, a najlepiej o tym świadczy fakt, że w kadrze z ostatniej wygranej rywalizacji pozostali tylko: Filip Marchwiński, Lubomir Šatka i Filip Szymczak.
Po rozpoczęciu gry nie było widać bojaźni przed kolejną klęską. Pomógł w tym wracający na ławkę trenerską John van den Brom, który zrezygnował z nominalnego napastnika na rzecz dodatkowego gracza w środku pola. Mimo mniej napiętego terminarza nie zabrakło problemów kadrowych. Na środku defensywy nie mogli zagrać Antonio Milic i Filip Dagerstal, a do Częstochowy nie pojechali także Afonso Sousa i Adriel Ba Loua oraz pauzujący od dłuższego czasu: Bartosz Salamon, Mikael Ishak i Filip Szymczak.
Kolejorz od samego początku miał pełną dominację nad wydarzeniami na płycie skromnego stadionu w Częstochowie. W kadrze gospodarzy zabrakło wielu zawodników, jednak wśród tych, którzy znaleźli się na placu gry, widoczna była odmienna postawa względem poprzedniej części sezonu. Przez długi fragment żadna ze stron nie stworzyła dogodnej sytuacji do otwarcia wyniku. Zmieniło się to w drugiej części pierwszej połowy. Niecelnie próbował Nika Kvekveskiri, a po dośrodkowaniu Gruzina już z pozytywnym skutkiem głową uderzył Marchwiński.
Po tej bramce gospodarze praktycznie zrezygnowali z dalszej walki o rezultat, który i tak już im nie zmienia sytuacji. W drugiej części to Lech stwarzał kolejne szanse na podwyższenie wyniku. Po dwudziestu kilku minutach w polu karnym przeciwnika sfaulowany został Kvekveskiri. Początkowo sędzia Stefański odgwizdał „rymulkę”, ale po interwencji systemu VAR anulował pomocnikowi gości napomnienie i wskazał na 11 metr. Rzut karny bez problemu wykorzystał Velde i pewne się stało, że Kolejorz do stolicy Wielkopolski wróci z kompletem punktów i realną szansą na podium. W ostatnich minutach szansę debiutu otrzymał świetnie prezentujący się w rezerwach, Filip Wilak.
Dużą zasługą trenera Johna van den Broma jest odpowiednie przygotowanie zdziesiątkowanego zespołu do starcia z nowym mistrzem kraju i pokazanie, że jego zespół na pewno nie jest słabszy. Holender udowodnił też, że świetnie potrafi unieszkodliwiać atuty oponenta. Piłkarze, którzy byli niedawno postrachem całej Ekstraklasy, nie dali rady zagrozić Filipowi Bednarkowi. Trzeba też brać pod uwagę fetę, jaka miała miejsce w Częstochowie. Mogła spowodować niektóre absencje, ale z pewnością Rakowowi zależało na prestiżowym zwycięstwie. Widać to było po pomeczowym zachowaniu Marka Papszuna, który tradycyjnie przyczyn porażki nie szukał we własnych szeregach, dlatego pewne jest, że szkoleniowiec znany z twardej ręki nie pozwoliłbym przejść swoim podopiecznym obok meczu.
Już w piątek zawodników Lecha czeka kolejny trudny wyjazd. Z Kielc jeszcze nikt w tym roku nie wracał z tarczą, a Lech musi to uczynić, by mieć nadzieję na podium. Korona przed startem rundy była wskazywana jako główny kandydat do spadku, ale dzięki świetnej pracy nowego trenera, Kamila Kuzery jest praktycznie pewna utrzymania. Udowodniła to m.in. w spotkaniu z Rakowem, który walczył o tytuł, jednak przegrywając ze świetnie broniącymi gospodarzami musiał wstrzymać się z radością na kilka godzin. W szeregach Scyzoryków nie ma dużych gwiazd. Ich największą siłą jest zaangażowanie i bardzo dobra gra defensywna.
Możliwe, że w kadrze Lecha znów zabraknie zawodników, z pierwszego szeregu. Niezależnie od stanu kadrowego i składu meczowego podopieczni van den Broma mają obowiązek odnieść kolejne zwycięstwo. Triumf pozwoli na zajęcie na przynajmniej kilkanaście godzin trzeciej lokaty, może też zasiać ziarno niepewności w szeregach Pogoni, która dzień później zmierzy się z rozpędzonym Górnikiem. Już w ten weekend Portowcy byli blisko straty punktów ze zdegradowaną Miedzią Legnica. Goście sensacyjnie objęli prowadzenie, w drugiej części doprowadzili do remisu 2:2, ale w końcówce drużyna Jensa Gustafssona przechyliła szalę na swoją stronę.
Mikołaj Duda