Zadanie wykonane. Mimo wymiany aż siedmiu piłkarzy z wyjściowego składu poprzedniego meczu, Lech ma kolejne zwycięstwo, odrabia straty do ligowej czołówki. Jednak brakuje powodów do optymizmu. Jakość gry nie daje nadziei na korzystne wyniki w kolejnych trudnych meczach, zwłaszcza w Europie. Przeciwnik taki, jak Radomiak, powinien zostać odprawiony bardzo łatwo, jednak udało się wygrać z dużym trudem, punkty do ostatnich sekund wisiały na włosku.
Nie można powiedzieć, że Radomiak jest słabą, łatwiutką do pokonania drużyną. Ma zawodników z doświadczeniem z innych lig, dobrze technicznie wyszkolonych, potrafi ładnie budować akcje, tworzyć zagrożenie. W ubiegłym sezonie był przekleństwem dla Lecha, który ledwo zremisował u siebie, a na wyjeździe zasłużenie przegrał. Teraz jednak mecz się dobrze ułożył po szybkim wyjściu na prowadzenie. Goście atakowali i tak porozstawiali się na boisku, że skontrowanie ich wydawało się dziecinnie łatwe. Zwłaszcza w drugiej połowie stosujący pressing Lech łatwo odbierał im piłkę i… nie bardzo wiedział, co z nią potem robić. Kiedy udawało się dojść do dobrej sytuacji, bramkarz nawet nie musiał interweniować, bo piłka i tak od niego się odbijała.
O jakości gry Lecha na szczęście można mówić nie tylko źle. Z kilku spraw trzeba się cieszyć. Choćby z ujawniających się umiejętności Dagerstala, który był dla gości zaporą trudną do sforsowania. Mądrze się ustawiał, wysoko wyskakiwał, nie pozwalał się ogrywać sprawnie posługującym się piłką zawodnikom. Przy takiej jego formie, dobrej postawie Satki i pozostającym w rezerwie Miliciu mniej nam doskwiera nieobecność Salamona. Obrona jest solidna, co się przyda już w czwartek. Uznanie też budzi skuteczny pressing, wymagający dobrego przygotowania fizycznego.
Przy normalnej dyspozycji Lecha Radomiak opuściłby Poznań z bagażem kilku goli. Teraz stracił tylko jednego, bo zawodnicy Kolejorza uparli się, by nie robić mu krzywdy. Gdyby nie szybkie wyjście na prowadzenie, prawdopodobny mielibyśmy trzeci pod rząd wynik bezbramkowy. Jedną bramkę łatwo odrobić i goście mocno do tego dążyli odsłaniając się bezkarnie, bo obecnego Lecha nie stać na korzystanie z pustych przestrzeni. Podania były katastrofalne, zbyt słabe lub niecelne, a publiczność takie brakoróbstwo kwitowała gwizdami, najgłośniejszymi po zmarnowaniu kontrataku przez rezerwowego Velde. Jeszcze gorzej postępował Szymczak, ale dla niego kibice są bardziej wyrozumiali, choć napastnik pozostający tak długo bez gola to zjawisko nietypowe.
Częściowym wytłumaczeniem słabości Lecha jest murawa. To były ostatnie jej chwile, ale na pożegnanie mocno dała się piłkarzom we znaki. Trener potraktował jej stan jako wytłumaczenie złej jakości gry. W następnym domowym spotkaniu, w Pucharze Polski, ten argument nie będzie aktualny. Wcześniej, na dobrze przygotowanych boiskach w Izraelu i Zabrzu, trzeba wrócić do jakości sprzed przerwy reprezentacyjnej.