Kilka dni przed meczem z Legią, na który mimo fatalnej atmosfery wokół Lecha wybiera się ponad 40 tysięcy kibiców i atmosfera będzie napięta jak nigdy, do mediów przedostała się informacja, której klub nie zaprzecza: od czerwca nowym trenerem Kolejorza będzie Duńczyk Niels Frederiksen.
Jako pierwszy wiadomość tę przekazał portal „Meczyki”, teraz żyje już ona własnym życiem, jest gorąco komentowana, uzupełniana, rozwijana. Niels Frederiksen nigdy nie pracował poza swą ojczyzną, gdzie prowadził m.in. reprezentację do lat 21 i klub Brondby. Szukanie właściwej osoby na miejsce po wyrzuconym Johnie van den Bromie władze klubu powierzyć miały specjalistycznej agencji, przedstawiając swoje oczekiwania, powierzając funkcję trenera tymczasowo Mariuszowi Rumakowi.
Eksperyment ten kończy się właśnie katastrofą. Przepada niepowtarzalna szansa łatwego wywalczenia mistrzostwa i pokazania się w korzystnych warunkach w eliminacjach Ligi Mistrzów. Lech przegrywa z najsłabszymi zespołami w lidze, rzadko zdobywa bramki, jego niezborna i pozbawiona ambicji gra budzi oburzenie kibiców. Ktokolwiek by nie przejął drużyny w nowym sezonie, musi zbudować ją na nowo. Braki w składzie są ewidentne i kompromitujące dyrektora sportowego, a niejeden zawodnik latem odejdzie, w tym prawdopodobnie tak ważni, jak Velde i Marchwiński.
W najbliższych dniach, jak informuje portal „Meczyki”, duński trener ma zostać oficjalnie zaprezentowany w Poznaniu. Ostatnio obserwuje on poczynania Lecha, przygotowuje się do nowej funkcji. Jeśli to prawda, musi być świadomy, jak trudne zadanie go czeka. Dla władz Lecha to nic nowego. Wielokrotnie wyrzucały trenera, gdy wszystko zaczynało się walić, a jego następca przyjmowany był do pracy w charakterze ratownika.
Zdjęcie: Wikipedia