Według często wygłaszanych opinii Kolejorz ma najmocniejszą kadrę w lidze. Powinien zdominować rozgrywki, szczególnie w sytuacji, gdy główni rywale, uwikłani w grę w Europie, na własnym podwórku notorycznie tracą punkty. Zamiast się cieszyć się, że Lech nie powiększa niewielkiej straty do lidera, trzeba się martwić, że nie wykorzystuje okazji, by zająć miejsce na szczycie z wypracowaną przewagą.
Nie ma nic a nic przesady w stwierdzeniu, że obecnego Lecha stać na wszystko. Potrafi wysoko ograć mistrza Polski, by po kilku dniach totalnie się skompromitować w Szczecinie. Pewnie i wysoko prowadzi u siebie w spotkaniu z dobrze w tym sezonie grającą i groźną Jagiellonią, by w drugiej połowie stracić trzy gole i punkty. Przez lata nie powtórzy się równie łatwa droga do fazy grupowej europejskiego pucharu, jaką miał w tym roku. Dał się jednak ograć przeciętniakowi ze Słowacji. Teraz wybiera się na Łazienkowską. I nikt nie przewidzi, jakiego Lecha tam zobaczymy.
Najbardziej prawdopodobnym wynikiem wydaje się remis. Większość ostatnich meczów między Lechem i Legią pozostała nierozstrzygnięta. Jednak po Lechu można się spodziewać wszystkiego najgorszego. Skoro po katastrofalnej grze dał się rozstrzelać Pogoni, to może „wyczyn” ten powtórzyć w Warszawie, co to dla niego. Nie będziemy też mieli prawa się dziwić, gdy wyjdzie mu dobry mecz i wygra, skoro Legii także nie można uznać za przewidywalną. Nie takie zespoły wywoziły punkty ze jej stadionu. Niedawno sposób na nią znalazła Stal Mielec.
Lech jednak żadnego sposobu szukał nie będzie, nie z obecnym trenerem. Nie szuka go zresztą nigdy. Założenia na każdy mecz są uniwersalne: ofensywa i tak zwane kontrolowanie. O przebiegu meczu rzadki decydują przedmeczowe założenia. Tym razem nie będzie łatwo, bo to Legia kontroluje własne spotkania, zwłaszcza u siebie, nawet gdy ich nie wygrywa. Trudno po Lechu spodziewać się wyszukanej taktyki. Jeśli w tym sezonie punktuje, to nie dzięki niej, ale indywidualnym umiejętnościom swych piłkarzy. Na początku błyszczał Hotić, potem Marchwiński, ostatnio klasę i skuteczność odzyskał Ishak. Jest też Velde, którego przynajmniej raz w meczu stać na coś niezwykłego. Potencjał ma wielki, tylko nikt nie przewidzi, kiedy uda mu się zrobić z niego użytek.
Jeszcze się w tym sezonie nie zdarzyło, by Lech mógł jednocześnie korzystać z wszystkich swych czołowych piłkarzy. Czekamy na chwilę, gdy w jednym meczu będą do dyspozycji Ishak, Hotić, Velde, Gholizadeh, Marchwiński, Ba Loua w obecnej dyspozycji, Souza. Są jeszcze Szymczak, Karlstrom, Murawski, Kwekweskiri. Takim piłkarzom trudno się oprzeć, ale tylko kiedy stworzą drużynę, będą współpracować w sposób właściwy. Bez tego ich indywidualne umiejętności nie zostaną w pełni wykorzystane. Ostatnio Lech zwycięża nie dzięki dobrej grze zespołowej, ale klasie poszczególnych graczy. Nie zawsze zdobędą więcej bramek niż zawali defensywa. W tym roku w lidze nie zdarzyło się jeszcze, by Lech – z tak dobrymi graczami w składzie – panował nad wydarzeniami od początku do końca. Używając ulubionego słowa trenera van den Broma, żadnego meczu w pełni nie kontrolował.