Gorszy cios nie mógł spaść na Lecha. Po latach klęsk, rozczarowań, upokarzania kibiców klub zaangażował starego-nowego trenera i radykalnie wzmocnił drużynę, co wystarczyło do odniesienia wielkiego sukcesu. Teraz trener ów niespodziewanie, z osobistych powodów, o wiele ważniejszych niż futbol, odszedł zostawiając klub w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Maciej Skorża to tylko jedna osoba, klub o stuletniej historii powinien być odporny na takie przypadki. Ale czy jest? Za chwilę się przekonamy.
W okresie między zdobywaniem tytułów w 2015 i 2022 roku Lech pogrążał się w narastającym kryzysie. Następowały momenty, po wyrzuceniu trenera i zaangażowaniu ratownika, gdy zły los się odmieniał i drużyna zaczynała dobrze rokować, ale sytuacja szybko wracała do przykrej normy. Ludzie coraz rzadziej pokazywali się na stadionie, piłkarze zyskali opinię notorycznych przegrywów, zarząd klubu miotał się, zastępował złe decyzje jeszcze gorszymi, Lech staczał się po równi pochyłej.
Aż przyszła najlepsza decyzja, jaką władze klubu podjęły w ostatnich latach: zatrudnienie trenera, który wie, jak się zdobywa trofea, jest konsekwentny, ma autorytet i osobowość. Początkowo wydawało się, że i on nie zapanuje nad rozbitą drużyną, ale wystarczył letni okres przygotowawczy, by wszystko się zmieniło. Przyszły zwycięstwa, zakończył się kibicowski bojkot, Lech umościł się na czele tabeli. Zimowe i wiosenne wydarzenia, zwłaszcza choroby i kontuzje, zachwiały Kolejorzem, zaczął tracić punkty, ale wygranie sześciu ostatnich meczów zagwarantowało mu tytuł.
Maciej Skorża zrealizował zadanie: uczcił stulecie Lecha. Postawiono przed nim nowe: uczynienie z Lecha pierwszej polskiej drużyny, która pogodzi skuteczne i regularne punktowanie w ekstraklasie, a w konsekwencji obronę tytułu, z awansem do fazy grupowej pucharów, zapoczątkowanie pokazywania się co rok w Europie. Zaczął już działania, zachęcał piłkarzy, którzy nie grali często, do pozostania w Poznaniu. Klub rozglądał się za nowymi, klasowymi, nietanimi zawodnikami. Właściciel klubu w obszernym wywiadzie dla „Prawdy futbolu” zapowiedział pierwsze dwa transfery jeszcze przed rozpoczęciem przygotowań do sezonu.
Teraz się okazuje, że misję powierzoną Maciejowi Skorży zrealizuje ktoś inny. Tylko kto? Możliwości jest mnóstwo, w Europie nie brakuje trenerów doświadczonych w prowadzeniu dobrych drużyn. Takich, którzy mogliby niemal z godziny na godzinę nająć się w Lechu, i nie zażądać za to majątku, jest zdecydowanie mniej. W Polsce w ogóle takich brak. Za kilka dni piłkarze Lecha spotkają się po urlopach, by jeszcze nie w komplecie przystąpić do pracy. Tę część przygotowań może realizować dotychczasowy sztab trenera Skorży. Ale co potem? Najłatwiejszą decyzją byłoby powierzyć zespół jego asystentowi. Jednak czy Rafał Janas ma wystarczające kwalifikacje? Przykład Dariusza Żurawia pokazuje, jak duże jest ryzyko. Lech musi przecież wykorzystać swoje pięć minut, nie może powtórzyć roku 2010 i 2015.
Zarząd Lecha ma przed sobą zadanie dramatycznie trudne. Podejmował całe serie złych i kosztownych decyzji, pozbawiał się szans na zdobywanie trofeów. Przez ostatni rok wiele się przy Bułgarskiej zmieniło, ale wtedy twarzą przemian, gwarancją piłkarskich kompetencji był Maciej Skorża. Lepiej nie myśleć, co stanie się z klubem, gdy wrócą stare, „dobre” czasy. Wybór trenera w sytuacji awaryjnej, działając pod presją czasu, nie jest dla władz Lecha pierwszyzną, wyspecjalizował się w tak niestandardowym działaniu. Teraz jednak stawka jest nieporównanie wyższa. Trzeba podjąć prawdopodobnie najważniejszą decyzję, jaka przy Bułgarskiej zapadła od 2006 roku.
Józef Djaczenko