W Krakowie nigdy nie było łatwo, nawet gdy Lech wygrywał. Każde zwycięstwo trzeba wybiegać, a z tym nie jest ciekawie. W meczu z Rakowem przedstawiało się to nawet dramatycznie. Taki mecz już się Lechowi nie powtórzy, bo nie ma w lidze drużyny równie wybieganej, mobilnej, szybkiej w przemieszczaniu się po boisku. O tym wiedzą wszyscy, ale Lech nie zrobił niczego, by nie dać się zabiegać.
Maciej Skorża przyznaje, że spodziewał się przewagi Rakowa w liczbie pokonywanych na boisku kilometrów, mobilności, szybkości. Miał jednak nadzieję, że uda się przeciwnikowi przeciwstawić dzięki umiejętnościom piłkarzy, mądremu przemieszczaniu się boisku. Nic z tego, Raków wykorzystywał wyjątkową w tym dniu ślamazarność Lecha.
Trener Kolejorza wiedział, czego się można spodziewać po Rakowie, ale poszedł mu na rękę. Oba kluby rozgrywały w tygodniu poprzedzającym mecz ligowy spotkania pucharowe. Raków miał jeden dzień przerwy więcej. W dodatku trener Papszun, mimo iż przeciwnika miał słabszego, bo Arkę Gdynia, przed meczem z Lechem wymienił połowę drużyny. Lech natomiast rozegrał trzy trudne spotkania w składzie niemal niezmienionym. Jednak trener Skorża twierdzi, że gdyby miał ponownie podejmować decyzję o składzie, byłaby ona taka sama.
– Kluczowe było dla mnie zwycięstwo pucharowe w Zabrzu. Potrzebowałem jak najmocniejszej jedenastki w tym momencie. Wiemy, jak dobrze Górnik gra na własnym boisku, a musieliśmy awansować. Pierwszy raz w roku trafił nam się mecz w środku tygodnia. Gdybym miał się obawiać, że drużyna nie da rady raz w miesiącu zagrać co trzy dni, to strach pomyśleć, co będzie, gdy awansujemy do fazy grupowej rozgrywek europejskich. Uznałem, że damy radę – komentuje Maciej Skorża.
Niedzielny mecz wybitnie Lechowi nie wyszedł. Po tygodniu ma szanse na moralne odbudowanie się, jedzie bowiem na stadion Wisły Kraków, gdzie nie wygrać będzie wstyd. Kolejorz bije się przecież o mistrzostwo, a nękana kłopotami organizacyjnymi Wisła rozpaczliwie walczy o ligowy byt. Pracę w Krakowie podjął Jerzy Brzęczek, wprowadził zmiany w prowadzeniu drużyny. Jeśli Wisła w meczu z Lechem zapunktuje, sprawi ogromną sensację. I wzbudzi kolejną dyskusję na temat możliwości obecnego Lecha.
Mecz z Rakowem sztab szkoleniowy Lecha potraktował jako kopalnię wiedzy na temat drużyny. Analiza, jak twierdzi trener, pozwoliła na wyciągnięcie wielu wniosków. Przydadzą się, gdy będzie trzeba zmierzyć się z tym samym rywalem w finale Pucharu Polski. Jest nad czym pracować nie tylko w kontekście tego ewentualnego starcia, ale i następnych meczów ligowych. – Musimy inaczej grać, gdy przeciwnik ma lepszy dzień niż my, dominuje mobilnością i agresywnością. Trzeba wtedy cierpieć na boisku, ale powalczyć o dobry wynik dyscypliną taktyczną i umiejętnościami.
Trener zwraca uwagę, że nie każdy mecz będzie wyglądał jak pierwszy kwadrans starcia w Szczecinie czy spotkanie z Lechią. Nie zawsze Lech będzie dominował. Trzeba się nauczyć grać skutecznie także wtedy, gdy przeciwnik potrafi się postawić. Taki mecz można rozstrzygnąć choćby i w ostatnim fragmencie. Nie jest konieczne zepchnięcie przeciwnika od pierwszych minut do obrony. Czasami trzeba się namęczyć, by wydrzeć zwycięstwo.
Wisła nie zagra kunktatorsko, będzie dużo biegać, atakować, starać się zdobywać bramki. Wyższe umiejętności są po stronie Lecha, ale musi do tego dołączyć boiskową mądrość, a także bieganie. Kolejny mecz przestany będzie świadczyć o tym, że dzieje się coś złego. Trener zapowiedział kilka zmian w składzie, więc zawodnicy rzadziej pokazujący się na boisku będą mieli okazję przekonać go, że gra wciąż tą samą jedenastką to błąd.