Od kiedy John van den Brom prowadzi Lecha, w rozgrywkach nastąpiła niejedna przerwa. Po żadnej z nich drużyna nie spisywała się lepiej niż przed nią. Potrzebowała meczów, by wrócić do równowagi. Najgorzej było po przerwach długich, wakacyjnych i zimowych, a zdarzyły się takie trzy. Nigdy jeszcze nie było satysfakcjonującego początku nowej rundy. Skąd się to bierze? To zagadka, ale i przestroga nakazująca ostrożnie traktować zapowiedzi trenera, że drużyna podczas przerwy usunie mankamenty, potrenuje i wróci lepsza.
Nie bierzemy pod uwagę przerwy letniej sprzed roku, bo trener nie znał drużyny, środowiska, kadrę miał rozbitą. Pod koniec roku Lech grał za to bardzo dobrze, więc pełni nadziei czekaliśmy na wiosenne wznowienie rozgrywek. Liczyliśmy, że będzie jeszcze lepiej. Niestety, nie było kontynuacji zwycięstw. Było roztrwonienie wielu punktów, bo kolejni słabeusze łatwo znajdowali sposób na grę Kolejorza. Mimo tego sezon, głównie za sprawą długiej gry w Europie, uznany został za udany. Następny miał być jeszcze lepszy, z ponownymi sukcesami pucharowymi i walką o mistrzostwo. Niestety, po przerwie letniej oglądamy Lecha personalnie silniejszego, ale mało przypominającego tego z kwietnia i maja.
Jeśli wszystko potoczy się tak, jak wcześniej, to Lech w końcu odpali, zacznie wygrywać, choć szczerze mówiąc nic dziś tego nie zapowiada. Tym bardziej, że właśnie się zaczęła kolejna przerwa w rozgrywkach, podczas której, cytując trenera, piłkarze będą mieli czas na spokojną i ciężką pracę. Następny mecz to derby Poznania. Warcie nie udało się po powrocie do ekstraklasy uszczknąć Lechowi choćby punktu. To się musi kiedyś zmienić. Kto wie, czy nie teraz, gdy Kolejorz gra topornie i nieskutecznie, daje się ogrywać rywalom, którzy nie wydali milionów na klasowych zawodników. Warta nie jest słabsza od Spartaka Trnawa czy Górnika Zabrze.
Gdyby przeliczyć, ile Wartę i podobne jej kluby kosztuje zdobycie ligowego punktu, a ile za to płaci Lech, musielibyśmy przyznać, że jest on klubem nieefektywnym. Chwalenie się zbilansowanym budżetem, wysokimi przychodami nie ma sensu, gdy pieniądze wydawane na drogą w utrzymaniu drużynę nie przekładają się na trwałe sukcesy. Dużo więcej można byłoby osiągnąć wydając znacznie mniej. Obecny personel klubowy nie odkryje, dlaczego na Lecha przerwy w meczach działają demobilizująco. A diagnoza jest niezbędna, by wielki potencjał przełożył się wreszcie na sukcesy, i to nie sporadyczne, raz na kilka lat, ale powtarzalne, bo tylko tego oczekują ludzie zakochani w Lechu i marzący o trofeach, a nie o zbilansowanym budżecie.