Koszmarny sezon. Ile jeszcze upokorzeń przeżyją kibice Lecha?

Znów się przekonujemy, jak wyjątkowym klubem jest Lech Poznań. Chyba nigdzie nie ma takiego rozdźwięku między oczekiwaniami ludzi wspierających go od pokoleń, a działaniami tych, co nim władają. Ci drudzy zachowują się tak, jakby mieli tylko jeden cel: zrobić fanom na złość, upokorzyć ich. Po ostatnim mistrzostwie i pucharowych sukcesach wydawało się, że nie będzie powrotu do paskudnej przeszłości. Nic z tego. Koszmar wraca.

Jest to zjawisko kuriozalne, wręcz patologiczne. Cały region, a szczególnie Poznań, żyje Lechem, wręcz nim oddycha. Wyniki drużyny, aktualna jej sytuacja to stały temat rozmów. Wystarczy przeczytać komentarze na przeróżnych portalach i profilach, by zauważyć, kogo wszyscy ci ludzie uważają za największego przeciwnika. Nie odwiecznych ligowych rywali, nie piłkarską centralę, ale zarząd swego klubu, jego właściciela. Czy to jest normalne? Czy to nie boli ludzi odpowiadających za Lecha, nie daje im do myślenia?

Przejmujący w 2006 roku Lecha Jacek Rutkowski zapowiedział, że będzie sprzedawał emocje. Nadzieje były wielkie i wydawało się, że w warunkach, jakie tu panują stworzenie potęgi to tylko kwestia czasu. Wystarczyło kilka lat, by wszystko się rozwiało. Nowy zarząd przystąpił do równoważenia budżetu. Nie była to jednak jednorazowa akcja, lecz działanie obliczone na wieczność, stało się symbolem minimalizmu, wygaszania emocji, na które zapotrzebowanie wciąż było ogromne.

Przy kompetentnym zarządzaniu można prowadzić racjonalną politykę finansową, rozwijać akademię, a przy tym odnosić sportowe sukcesy. Lech nie jest skazany na zdobywanie trofeów raz na pięć-siedem lat. Regularna gra w fazie grupowej europejskich pucharów to obowiązek klubu o takich możliwościach. Zamiast tego mamy do czynienia z chocholim tańcem, gwałtownymi zmianami, przesileniami. Jest to okrutne wobec tych, co autentycznie przejmują się losem Lecha.

Ten sezon przynosi jedno upokorzenie po drugim. Nawet kibice drużyn walczących o utrzymanie nie muszą czegoś takiego znosić. Jesienne blamaże były „zasługą” beztroski van den Broma. Wymiana go na pracownika klubu, znającego realia, była bezpieczna, ale tylko w sytuacji, gdy sezon potraktuje się ulgowo. Przy słabej kadrze, licznych kontuzjach trudno było oczekiwać sukcesów. Obecne pretensje do Mariusza Rumaka nie mają sensu. Sam się nie zatrudnił. Robi wszystko, by wykorzystać życiową szansę, ale ograniczeń nie przeskoczy. Dwa mecze Lech wygrał, ale od trzech nie zdobył bramki, w Częstochowie jego piłkarze poddali się bez walki. Czy postawi drużynę na nogi? Nawet doświadczony, klasowy trener miałby z tym nie lada kłopot.

Przez ostatnią dekadę klub wydał ogromne pieniądze na zawodników, z których nie było wielkiego pożytku, albo nawet kompletnie zawodzili. Raptem kilka transferów można uznać za trafione. Latem wydawało się, że przychodzą gracze wartościowi, niestety żaden z nich nie spełnił oczekiwań. Skoro taka sytuacja wciąż się powtarza, czy nie warto wreszcie powierzyć odpowiedzialność za tę dziedzinę zawodowcom? Nie szkoda trwonionych milionów? Kibice Lecha nie muszą wyrzec się wszelkich nadziei, bo Lech nie im służy.

Udostępnij:

Podobne

Duński prawy obrońca czasowo w Lechu Poznań

Rasmus Carstensen pozytywnie przeszedł testy medyczne i podpisał z Lechem umowę obowiązującą do końca sezonu. Opcja późniejszego wykupienia tego gracza nie obowiązuje, został tylko wypożyczony

Bezbramkowy sparing Lecha z Bułgarami

To był nieciekawy mecz, z niewielką liczbą strzałów i składnych akcji. Lech miał wydarzenia pod kontrolą, często utrzymywał się przy piłce. Po graczach Kolejorza widać