Huśtawka nastrojów związanych z wynikami Lecha jest niezwykła. Jednego dnia mówi się, że tylko nagły kataklizm mógłby tak świetnie grającej drużynie odebrać zasłużone mistrzostwo. Po dwóch kolejnych porażkach panuje opinia, że jak zwykle wszystko się posypało, rozchwiana emocjonalnie ekipa nie potrafi już stanąć na nogi, sztab trenerski nad tym nie zapanuje, a zarządowi klubu w zasadzie jest obojętne, co się teraz wydarzy. Dowodzi to, jak bardzo ludziom zależy na wynikach, jak niewiele potrzeba, by wywołać skrajne odczucia.
To prawda, że porażka w Gdańsku była szokująca, bo po świetnym meczu przeciwko Widzewowi trudno się było spodziewać, że ukarana czerwoną kartką drużyna podda się, nie sprosta przeciwnikowi z dna tabeli. Nie stanęła na nogi przez następny tydzień, nie dała rady głównemu rywalowi w walce o mistrzostwo. Wystarczyło stracić bramkę, by nie grać już do końca tak, jak Lech potrafi.
Jednak za nami dopiero 21 ligowych kolejek. Do końca rozgrywek pozostało ich 13. To znaczy, że można odnieść 13 zwycięstw, 13 porażek. Kiedy Lech walczył o swe poprzednie, jakże nieliczne tytuły, nigdy nie prowadził w tabeli przez wiele miesięcy. Ostatnio udało się wygrać ligę dzięki imponującej serii zwycięstw w samej końcówce sezonu. Teraz Kolejorz stracił przewagę nad konkurencją, ale wciąż jest liderem. Gdyby nawet przestał nim być, sytuacja mogłaby się odmienić w ciągu tygodnia. Każda polska drużyna może przegrać, i z pewnością przegra, w najmniej oczekiwanym momencie, stwarzając szanse przeciwnikom.
Trener Lecha nie jest nowicjuszem, w dodatku otacza się współpracownikami kompetentnymi. Jeśli kibice, nie mówiąc już o ekspertach, potrafią analizować grę drużyny, dostrzegać bolączki, widzieć mocne strony, to tym bardziej stać na to ludzi pracujących dzień w dzień z piłkarzami. Niels Frederiksen jest świadomy, że Lech bywa rozchwiany mentalnie. Inaczej gra, gdy pierwszy zdobędzie bramkę, a inaczej, gdy trzeba gonić wynik. Nie trzeba być znawcą futbolu, by zauważyć, jak słabą bronią tego zespołu są stałe fragmenty gry, zwłaszcza rzuty rożne. Jak niekiedy trudno wydostać się spod agresywnego pressingu. Inna sprawa, że nie trzeba już będzie zmagać się z ekipami stosującymi go od początku do końca. Tylko niektórych stać na tak wielki wysiłek fizyczny.
Jest bardzo mało prawdopodobne, by Lech w niedzielę nie dał rady przeciętnemu Zagłębiu Lubin. Zawsze może zdarzyć się osłabienie zespołu, uznanie nieprawidłowo zdobytej bramki, czy cokolwiek, co wstrząśnie zespołem. Jeśli żadne nieszczęście nie nadejdzie, Lech powinien sobie poradzić. Niezależnie od tego, jaki skład wymyśli duński trener, zawodników Kolejorza stać na dużo więcej niż lubinian. Zdobycie trzech punktów to obowiązek, skoro walka o mistrzostwo ma trwać. Powrót na ścieżkę zwycięstw może być początkiem czegoś dobrego, bo ani Jagiellonia, ani dobrze u siebie grająca Pogoń, czyli następni rywale, nie są zespołami nie do pokonania. Skoro mamy do czynienia z huśtawką nastrojów, to najwyższy czas na te pozytywne.