Data faktycznego powstania Lecha Poznań jest kwestionowana, pojawiają się nowe dokumenty zmieniające to, co wydawało się pewnikiem. Jednak dzień 19 marca 1922 roku stał się symbolem. Zachowując właściwe proporcje, sytuacja ta przypomina świętowanie Bożego Narodzenia w dzień, który wcale nie musiał być faktycznym przyjściem na świat Jezusa.
W ten dzień trzeba złożyć naszemu Lechowi serdeczne życzenia. Zmieniał nazwy, przechodził burzliwe przeobrażenia, bywał bliski upadku. W czasach całkiem nowożytnych obsunął się do niższej klasy rozgrywkowej, a gdyby nie ogromna determinacja młodych ludzi, którzy zaryzykowali tym, co mieli przejmując odpowiedzialność za losy Kolejorza, wszystko mogło się zakończyć całkowitym upadkiem, koniecznością zaczynania od początku.
Ludzie ci uratowali niebiesko-białe barwy, mogliśmy je zachować nie tylko w naszych sercach. Przekazali klub nowemu właścicielowi. Wszyscy wtedy wierzyliśmy, że otwiera się nowa, pełna sukcesów epoka. Budowany na solidnych ekonomicznych podstawach klub miał dominować w lidze, regularnie występować na arenie międzynarodowej. Początkowo rzeczywiście się na to zapowiadało. Dorobek jest niestety mizerny: w ciągu prawie już 18 lat udało się zaledwie trzykrotnie zdobyć mistrzowski tytuł (w 2010, 2015, 2022 roku) i jeden jedyny raz Puchar Polski, już 15 lat temu.
Kibice, najliczniejsi w Polsce, zasługują na dużo więcej. Oczekiwanie jest ogromne, każdy lepszy występ budzi wielkie nadzieje. Kiedy rok temu Lech tak udanie walczył w Lidze Konferencji, budził zainteresowanie nie tylko stałych kibiców, mecze ze Skandynawami, z Fiorentiną były tematami rozmów ludzi nie żyjących na co dzień sprawami sportu. Tak mogłoby być zawsze, ale nie jest, mamy bowiem do czynienia z wielkim marnotrawieniem potencjału. To paradoks, bo klub, którego właścicielami czują się setki tysięcy Wielkopolan, formalnie należy do jednej rodziny, pełnię władzy pełni jeden człowiek. I to się niestety nie zmieni, możemy być spokojni tylko o klubowe finanse, ale marzenia o prawdziwych i powtarzalnych triumfach trzeba odłożyć na następne pokolenia.
Po 25 latach istnienia klub zyskał obecną nazwę. Zmieniały się tylko literki określające kolejowe związki, dziś już symboliczne. Co ciekawe, swą aktualną nazwę Lech zawdzięcza działaczom sekcji koszykarskiej. Był to niegdyś klub wielosekcyjny, ale po tym, jak przeobrażał się kraj, jak zmieniała się rola i sytuacja kolei, stopniowo sekcje tracił, aż pozostał z jedną, i to wcale nie tą najbardziej utytułowaną. Nie wszyscy wiemy, że większe niż piłkarze sukcesy odnosili Lechowi koszykarze, i to od czasów przedwojennych, gdy złota piątka KPW dominowała nie tylko w Polsce. Wygrała we Francji turniej o randze późniejszego Pucharu Europy. Reprezentacja kraju składająca się z zawodników z Poznania rozprawiała się z europejskimi potęgami, zajęła czwarte miejsca na olimpiadzie w Berlinie w 1936 roku, nie dała rady tylko potężnie zbudowanym graczom z amerykańskiego kontynentu.
Koszykarze Lecha Poznań mistrzem Polski byli 11 razy. Piłkarze Kolejorza, przy obecnej częstotliwości sięgania po trofea, potrzebują kilkudziesięciu lat, by do tego osiągnięcia się zbliżyć. Wicemistrzem kraju byli siedmiokrotnie. Ogromny sukces odnieśli w 1989 roku, gdy prowadzona przez Wojciecha Krajewskiego ekipa znalazła się wśród ośmiu czołowych klubów Europy, goszcząc w Arenie m.in. Maccabi Tel Awiw, Barcelonę, Olimpię Mediolan, potężną Jugoplastikę Split. Wtedy jeszcze poznańscy koszykarze mieli gdzie grać, a słowo „poznańscy” jest całkowicie na miejscu, bowiem w skład drużyny wchodzili niemal wyłącznie Polacy, w dodatku wywodzący głównie z Wielkopolski.
Pojawiły się próby reaktywacji koszykarskiego Lecha. Właściciel klubu zgody na udzielenie nazwy niestety nie dał, chciał zachować tę markę tylko dla siebie. Swoich koszykarzy ma Legia, ma Śląsk Wrocław. Kibice Kolejorza na to widać nie zasłużyli, zresztą i tak nic by z gry Lecha na wysokim poziomie nie wyszło, bo w mieście brakuje przyzwoitej hali sportowej. Dla prezydenta miasta nie jest to powód do wstydu, miłość do kultury fizycznej realizuje budując trasy rowerowe i zwężając miejskie arterie. Zapowiada się kolejne pięć lat inwestycyjnego zastoju, degradowania Poznania do roli zaścianka. Główny konkurent obecnego prezydenta o konieczności budowy hali nawet w swym programie nie napomyka. Jest więc bardzo źle.
Jedyna nadzieja w tym, że okoliczne gminy rozwijają się bez porównania prężniej, tam nikt nie brzydzi się inwestycjami, pojawiają się realne pomysły budowy hali sportowej np. w Plewiskach w gminie Komorniki.