Lechia szuka formy, przegrywa mecz za meczem, ale i Lechowi daleko do dyspozycji sprzed wakacji. Dopiero w niedzielę wygrał pierwszy mecz, a teraz pokazał się wreszcie jako pełnoprawny mistrz Polski. Nie dał gospodarzom szans. Grał pewnie i z dużym spokojem, strzelił efektowne bramki. Mogło być ich więcej, ale i bez tego renesans formy Kolejorza stał się faktem.
Tylko trzy dni dzieliły ten mecz od poprzedniego, a trener zrezygnował z rotacji. Tylko dwie zmiany nastąpiły w wyjściowym składzie. Nie Citaiszwili zagrał od początku na skrzydle, a Skóraś i nie Sousa pokazał się na „dziesiątce”, a niespodziewanie Marchwiński. Nie zmienił się napastnik, po raz drugi z rzędu tę odpowiedzialną funkcję pełnił młody Szymczak. Takie decyzje van den Broma trzeba uznać za zaskakujące.
Nie można powiedzieć, że Lech zaczął ten mecz żywiołowo i energicznie. Wprost przeciwnie, grał spokojnie, co nie znaczy, że dokładnie. Pierwszy kwadrans nie wróżył tego, co miało się wydarzyć.
Niecelnych podań i prostych strat było mnóstwo, przez co gra Kolejorza nie mogła się w tym okresie podobać. Gospodarze sprawniej sobie z piłką radzili, wychodziły im płynniejsze akcje. Oddawali strzały, po których Bednarek musiał interweniować. U Lecha było widać brak kreatywności, tylko Pereira miał pomysły na rozwiązywanie akcji ofensywnych.
Po kilkunastu minutach niewiele brakowało, by obrońcy Lechii sami strzelili sobie gola po dośrodkowaniu, choć byli sami pod bramką Kuciaka. Piłka odbiła się od poprzeczki. Rzut rożny Lech rozegrał nietypowo – wycofana piłka trafiła do Kwekweskiriego, który uderzył mocno, celnie, nie do obrony. W ten sposób Kolejorz wyszedł na prowadzenie. Po chwilowej, ale nieskoordynowanej przewadze Lechii znów do głosu doszedł Lech. Dwie akcje mogły przynieść powodzenie, gdyby nie beznadziejne, nieprzemyślane zagrania Velde. Norweg w kluczowych momentach gubił koncept, szanse przepadały.
Pierwsza połowa zbliżała się do końca, gdy brutalny Diabate zrobił krzywdę Miliciowi. Sędzia pokazał piłkarzowi Lechii tylko żółtą kartkę, a Chorwat długo dochodził do siebie. Na druga połowę już nie wyszedł. Gospodarze nie mogliby mieć pretensji, gdyby od tego momentu grali w osłabieniu. Jednak Lech i tak ich ukarał, a zrobili to dwaj piłkarze często określani jako jeźdźcy bez głowy. Skoraś odebrał pikę Gajosowi, z dużym spokojem uruchomił Velde, ten zaś zrobił zwód mijając obrońcę i pewnym strzałem lewą nogą zdobył pięknego gola. Wszystko na luzie, z pewnością siebie.
Lech nie pozwolił Lechii rozpędzić się po przerwie i próbować odwrócić wynik. Stosował pressing i starał się po przechwycie wyprowadzać kontry. Po 5 minutach Szymczak przy bocznej linii wygrał walkę wręcz, odebrał piłkę i dobrze obsłużył Velde, ten zaś trafił tylko w słupek. Co się odwlecze… 10 minut później Lech przeprowadził najładniejszą akcję w tym sezonie. Wymienił wiele podań, piłka trafiła do Skórasia, który zagrał do Marchwińskiego, podanie z klepki, wyprowadziło Skórasia na czystą pozycję, młody skrzydłowy umiejętnie przelobował Kuciaka i mógł przyjmować zasłużone gratulacje.
Jeśli piłkarze Lecha grali do tej pory spokojnie, to teraz złapali całkowity luz. Nie przykładali się do atakowania, ale i tak wychodziły im ciekawe akcje i wynik mogli podwyższyć. Kwadrans przed końcem trener dokonał zmian, dając m.in. możliwość zadebiutowania Żukowskiemu na stadionie, który jest mu dobrze znany.
Lechia Gdańsk – Lech Poznań 0:3 (0:2) Bramki: Nika Kwekweskiri 19, Kristoffer Velde 42, Michał Skóraś 60. Żółte kartki: Diabaté, Nalepa, Stec, Sezonienko – Velde. Lechia: Dusan Kuciak, David Stec, Michał Nalepa, Joel Abu Hanna (69 mario Maloca), Conrado (62 Rafał Pietrzak), Bassekou Diabate (46 Jakub Kałuziński), Maciej Gajos (69 Jarosław Kubicki), Kristers Tobers, Marco Terazzino, Ilkay Durmus (61 Kacper Sezonienko), Łukasz Zwoliński. Lech: Filip Bednarek, Joel Pereira (74 Nateusz Żukowski), Filip Dagerstal, Antonio Milić (46 Maksymilian Pingot), Barry Douglas, Kristoffer Velde (74 Giorgij Citaiszwili), Nika Kwekweskiri (61 Radosław Murawski), Jesper Karlstrom, Filip Marchwiński (74 Joao Amaral), Michał Skóraś, Filip Szymczak, Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 8036 |