Z rządowego komunikatu wynika, że kibice mogą wejść na piłkarskie stadiony już w połowie maja. Ostatnia kolejka ligowa mogłaby więc odbyć się w obecności fanów zasiadających na trybunach, póki co w ograniczonej liczbie. Skorzystałyby na tym kluby kończące sezon meczem rozegranym na własnym terenie. Takie, jak Lech Poznań.
Wciąż obowiązują ograniczenia. Trybuny będą mogły być zapełnione w 25 procentach, co w przypadku poznańskiego stadionu oznacza możliwość wpuszczenia ok. 10 tysięcy osób. Tylko czy fani Kolejorza skorzystają z takiej możliwości? Czy zjawią się na stadionie w niedzielę 16 maja o godzinie 17.30, gdy Lech będzie kończyć sezon meczem z Górnikiem Zabrze?
Po tym, co w ostatnich miesiącach działo się z drużyną, kibice Lecha są, delikatnie mówiąc, zniechęceni. Oburzają ich sposób zarządzania klubowym sportem, trwonienie wielkich możliwości, nieustające rozczarowania. Opublikowali oświadczenie, w którym oznajmiają, że choć bardzo by chcieli, to nie wrócą na trybuny, jeżeli klub nie spełni ich oczekiwań, takich jak pozbycie się dyrektora sportowego Tomasza Rząsy i trenera przygotowania fizycznego Andrzeja Kasprzaka.
– Żądamy zatrudnienia specjalistów, a nie przydupasów i klakierów, którzy tylko przytakują – nie znającemu się zbytnio na profesjonalnej i poważnej piłce – młodemu prezesowi – piszą kibice w oświadczeniu. Trudno się im dziwić, bo w ostatnich latach przeżywają jeden zawód po drugim. W klubie regularnie następują kryzysy i przesilenia, zwalnianie trenerów i zatrudnianie nowych, mających ratować klub. Za tę sytuację winią władze klubu, a szczególnie właściciela, który nie godzi się, by zarządzaniem działem sportu zajęli się profesjonaliści.
Powrót kibiców na meczu z Górnikiem nie będzie więc w Poznaniu świętem. Można spodziewać się smutnej atmosfery, podsumowującej jeszcze jeden nieudany sezon. Nowy trener otrzyma okazję przygotowania drużyny do nowych rozgrywek według własnego uznania i wyczucia, ale kibice już nie wierzą w trwałe zmiany w klubie przy zachowaniu obecnego sposobu zarządzania nim.