W ten weekend jako odtrutka od popisów i całego zamieszania wokół polskiej reprezentacji ma posłużyć wracająca Ekstraklasa, a przede wszystkim hit zbliżającej się kolejki, jakim niewątpliwie są derby Poznania. Większości kibicom na wieść o pojedynku wewnątrz miasta kojarzy się Łódź czy Kraków, gdzie unosząca się nienawiść gromadzi potężną liczbę służb porządkowych wokół stadionu, rodzi wzajemnie wyzwiska, a potencjalna porażka jest najbardziej znacząca w całym sezonie. W stolicy Wielkopolski jest kompletnie inaczej. Panuje przyjazna, wręcz piknikowa atmosfera, a sympatycy obu drużyn bezproblemowo mieszają się na trybunach.
Zgodność dotyczy też ostatnich rezultatów. Po niespodziewanym awansie Warty do najlepszej ligi w kraju nie potrafi ona w tych starciach uzyskać choćby punktu. Najbliżej jakiejkolwiek zdobyczy Zieloni byli w premierowej kampanii. Przy Bułgarskiej remis utrzymywał się do doliczonego czasu, ale ręką w polu karnym zagrał Łukasz Trałka, a jedenastkę wykorzystał Jakub Moder.
Pół roku później w Grodzisku Wielkopolskim podopieczni trenera Piotra Tworka wyszli na prowadzenie, jednak kilkanaście minut przed końcem wyrównał już zapomniany Aron Johansson, a dosłownie tuż przed końcowym gwizdkiem piłkę do bramki wturlał Pedro Tiba. W dwóch następnych sezonach mecze znów nie obfitowały w wiele bramek, ale Lech prędzej czy później forsował defensywę i wygrywał będąc lepszą drużyna.
Warta z początku sezonu może być umiarkowanie zadowolona. Powoli gromadzi punkty wygranymi i remisami, a porażki nie przeradzają się w całe serie. Zasłużenie zajmuje miejsce w środku tabeli i jeśli nie wydarzy się katastrofa, nie powinna zamieszać się w walkę o uniknięcie degradacji. Kadra jak na bardzo skromne możliwości finansowe została dobrze zbudowana.
Do pełni formy wraca kluczowy Adam Zrelak, przed końcem okienka udało wzmocnić się obronę sprowadzając Bogdana Tiru i przedłużając umowę z Dawidem Szymonowiczem. Wcześniejsze wzmocnienia też już przydały się zespołowi, jak Dario Vizinger czy wypożyczony z Lecha Filip Borowski, który przez klauzulę strachu nie będzie mógł pojawić się przy Bułgarskiej. W lecie pojawiały się zapytania o Kajetana Szmyta, w przestrzeni medialnej głośno komentowane było zainteresowanie tym graczem zarządu Kolejorza, jednak na tym się skończyło i obecnie młodzieżowy reprezentant kraju jest najlepszym strzelcem swojej drużyny.
Lech ma zgoła odmienne ambicje. Gdyby płynął przekaz o spokojnym utrzymaniu, kibice byliby wściekli i słusznie narzekaliby na minimalizm. Celem jest wygranie wszystkiego, co jest możliwe, a bierze się to przede wszystkim z możliwości finansowych, infrastrukturalnych, historycznych czy kibicowskich. Wyjątkowo skromna liczba zawodników wyjechała na zgrupowania reprezentacji, ale nie oznacza to, że na pewno przy Bułgarskiej wyjdzie zupełnie odmieniony zespół. Musi być widoczna poprawa, a pełnia formy ma przyjść z biegiem czasu. Żeby sytuacja jeszcze bardziej się nie zaogniła, to obowiązkowe jest zwycięstwo i pozytywne symptomy płynące z przebiegu gry.
Niektórym mylnie wydaje się, że pojedynki wewnątrzpoznańskie to tylko najnowsza historia. Pierwsze oficjalne derbowe starcie datuje się na 11 sierpnia 1946, kiedy to w ówczesnych rozgrywkach regionalnych zwanych A klasą zwyciężyli Zieloni rezultatem 1:0. Po inauguracji zespołowi z Dolnej Wildy udało się wygrać tylko czterokrotnie, a ostatni raz taki zdarzenie miało miejsce blisko 3 dekady temu. Lechici byli górą aż 20 razy i im również przyznaje się najwyższe zwycięstwo. W pierwszej części sezonu 1964/65 podopieczni legendarnego Zygfryda Słomy rozgromili przeciwnika 5:0. Tylko na najwyższym szczeblu rozgrywek zostało rozegranych 16 spotkań, z czego starszy klub wygrał zaledwie w dwóch przypadkach, Lechici wyszli z tarczą jedenastokrotnie, a 3 rywalizację kończyły się podziałem punktów.
Historia ta dalsza i ta najnowsza jasno wskazuje na Lecha. To pod każdym względem lepszy zespół. Wszystko jasno pokazuje, jakiego końcowego wyniku można się spodziewać, jednak sport już nieraz pokazał swoją nieprzewidywalność i wyskakujące niespodzianki. Dawid Szulczek musi się wysilić, by umiejętnie ukryć własne mankamenty, a uwypuklić słabości Lechitów. Niezależnie od cyfr na tablicy wyników każdy chciałby zobaczyć świetne widowisko, godne takiego wydarzenia, bo te ostatnie obrazem gry pozostawiają wiele do życzenia. Takie miasto jak Poznań zasługuje na własne derby w Ekstraklasie, które wypromują i uświetnią nudną szarzyznę rozkopanej stolicy Wielkopolski.