John van den Brom zdaje sobie sprawę, że Lecha czeka taki sam mecz, jak rozegramy kilka dni wcześniej w Legnicy. Znów trzeba będzie próbować skruszyć mur obronny Miedzi. Tylko jedno może spowodować, że goście przestaną ograniczać się do przeszkadzania, spróbują pograć w piłkę: szybko stracona przez nich bramka. W niedzielę o godzinie 15 przekonamy się, czy Lecha stać na swobodne pokonanie na własnym boisku dużo słabszej drużyny.
Nadzieją dla Miedzi jest taka sama gra Lecha, jak przez większość pierwszej połowy środowego spotkania. W niedzielę goście nie poważą się na coś innego niż okopanie się przed własną bramką, nieznaczne przesuwanie się w jedną lub drugą stronę przyglądając się, jak piłkarze Kolejorza podają sobie wszerz boiska. Widowisko będzie wtedy arcynudne, denerwujące dla kibiców Kolejorza, każda strata piłki podczas żmudnego jej rozgrywania spowoduje wściekłość tych, co nie mogą doczekać się gola i poczucie zagrożenia. Miedź ma bowiem szybkich skrzydłowych, potrafiących wykorzystać złe ustawienie obrońców i niezdecydowanie bramkarza.
Na ławce Lecha zasiądzie wielu zawodników, którzy byliby pierwszym wyborem trenerów pozostałych ligowych zespołów. Trener nie dokona wielu zmian w składzie. A szkoda, bo przyczyną niespodziewanej straty punktów w dwóch pierwszych meczach był schematyzm, brak kreatywności. Od dawna w Lechu nie grają Tiba, Moder i Ramirez, którzy potrafili rozmontować każdą defensywę, zdobywać gole strzałami z dystansu. Bez zawodników z polotem gra ofensywna Lecha zawsze będzie kulała. Karlstrom i Murawski to solidni pomocnicy, ale ich specjalnością nie jest kreowania ataków. Rolę tę próbowali ostatnio pełnić młodzi Szymczak i Marchwiński, a przede wszystkim skrzydłowi. Także Ishak nie trzymał się kurczowo pola karnego gości.
Gdy Amaral wciąż jest kontuzjowany, a na Sousę van den Brom spogląda z niechęcią, nic się w ofensywnej grze Lecha nie poprawi. Gdyby Ishak nie zmarnował w środę wielu „setek”, inaczej oceniana byłaby gra Lecha. Mniej zwracalibyśmy uwagę na brak wyobraźni w tworzeniu akcji zaczepnych, nie bolałyby nas długie i nudne minuty bezproduktywnego przekazywania sobie piłki po obwodzie. Niewiele wskazuje, by niedzielę coś się zmieniło. Gdy brakuje nieszablonowego rozegrania piłki w środku boiska i strzałów z dystansu, w czym specjalizuje się Kwekweskiri, który w tym roku boiska jeszcze nie powąchał, dużo zależy od skrzydłowych. W Skórasiu drzemie wielki potencjał, a Ba Loua wreszcie zagrał tak, jak się od niego oczekuje.
I właśnie w tym, a zwłaszcza w strzeleckim odblokowaniu się Ishaka, trzeba upatrywać szansy na rozmontowanie żelaznej legnickiej defensywy. Im wcześniej uda się zdobyć gola, czyli zachęcić gości do opuszczania własnej połowy, tym łatwiej będzie się Lechowi grało i zdobywało kolejne bramki. To jest scenariusz optymistyczny. Pesymistycznym jest powtórka z bicia głową w mur i gapiostwo w defensywie, pozwalające gościom na skuteczny kontratak.