Były trener Lecha podbił Azję. „Będzie się go pamiętać przez pryzmat wygranego finału LM i najlepszego miejsca w lidze od paru ładnych lat”
Środek czerwca 2022 roku, „sezon ogórkowy” w pełni. Piłkarze, sztab na urlopach, w zaciszu gabinetów trwają przygotowania do przyszłego sezonu i walki o wymarzoną przez kibiców Ligę Mistrzów. Nagle pojawia się informacja, że Maciej Skorża, po bardzo udanym roku, ze względów rodzinnych postanawia przestać pełnić funkcję trenera Lecha Poznań. Kilka miesięcy później podejmuje kolejną zaskakującą decyzję. Wraz ze swoimi asystentami, Rafałem Janasem i Wojciechem Makowskim przenosi się do odległej Japonii w celu poprowadzenia Urawy Red Diamonds w rozgrywkach 2023 i przede wszystkim powalczenia w finale kontynentalnej Ligi Mistrzów z arabskim Al Hilal.
W Polsce to zupełną nowość i niemałą niespodzianka, że rodzimy trener przeprowadza się w miejsce tak egzotyczne, ale nie pozbawione poważnego futbolu. Skorża miał już w przeszłości okazję pokazać się na tamtejszych rynkach prowadząc saudyjskie Al Ettifaq i olimpijską reprezentację Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
– Na japońskim rynku zatrudnianie trenerów spoza kraju to żadna nowość. Skorża w Urawie zastąpił Hiszpana Ricardo Rodrigueza, Gambę Osaka prowadzi inny Hiszpan Dani Poyatos, Australijczyk Peter Cklamovski prowadzi FC Tokyo, kilka dni temu pracę w Yokohama F. Marinos rozpoczęła legenda australijskiej piłki Harry Kewell, gdzie wcześniej trenerem był jeszcze inny Australijczyk, Kevin Muscat. Z boiska znany z tego, że był jednym z najostrzej grających zawodników, a jako trener zdobył w Japonii mistrzostwo i 2 razy wicemistrzostwo. Przykładów trenerów spoza w Japonii zawsze było wiele, jednak Maciej Skorża miał bardzo ważny atut: doświadczenie w pracy w Azji i już pewną renomę wyrobioną w prowadzeniu drużyn na tym kontynencie, nie był więc człowiekiem znikąd. Jego szanse na angaż mocno spadłyby, gdyby próbował dostać tę pracę mając w CV tylko Ekstraklasę. To dość logiczne, bo azjatycki rynek rządzi się trochę innymi prawami, niż ten, który znamy z Europy – mówi nam ekspert od tamtejszej piłki, Adam Kotleszka.
Japonia peryferiami prawdziwego futbolu?
Siła lig pozaeuropejskich przez brak wspólnych rozgrywek i okazji do rywalizacji jest często przecenia. Wśród wielu panuje przekonanie, że wszystko poza Europą to półamatorska gra bez jakiegokolwiek ładu i składu. O ile jeszcze MLS czy ostatnimi czasy Saudi Pro League, gdzie pompowane są olbrzymie pieniądze, budzą jakieś poważanie, o tyle cała reszta w rozumieniu przeciętnego kibica to gra na zasadzie „kopnij i biegnij”. Oczywiście takie przekonanie nie ma za wiele wspólnego z prawdą, bo wiele rozgrywek dookoła kuli ziemskiej może pochwalić się wysokim poziomem, nieraz lepszym od przyzwoitych europejskich lig.
Potwierdzają to też różnego rodzaju zestawienia. Według rankingu Międzynarodowej Federacji Historyków i Statystyków Futbolu za rok 2022 japońska J – League plasuje się na 30 miejscu wśród najlepszych rozgrywek świata, a Ekstraklasa aż 15 lokat niżej. Trochę inaczej wygląda sytuacja w najnowszym „Power rankingu” publikowanym przez Opta, gdzie nasz najwyższy poziom rozgrywkowy znajduje się o 7 pozycji wyżej. Uśredniając można założyć, że prezentują podobny poziom, a swoją opinię w tym temacie wyraził wcześniej wspomniany ekspert znający doskonale specyfikę obu lig.
– Mimo, że Ekstraklasę uwielbiam i komentowałem ją w Eurosporcie czy w radiu i jestem w gronie tych masochistów, którzy lubią obejrzeć mecze typu Stal Mielec – Puszcza Niepołomice, to sportowo nieco wyżej cenię ligę japońską. Oczywiście w obu ligach są drużyny słabe, które ciężko się ogląda, ale mam wrażenie, że jednak średni piłkarz ligi japońskiej jest piłkarsko lepszy od średniego piłkarza Ekstraklasy. Oczywiście to tylko bardzo uśrednione obserwacje, bo każdy przypadek jest inny, a piłkarze są tylko ludźmi: wiele zależy od aklimatyzacji, otoczenia, na jakie trafią i tego, jak zaadaptują się w danej kulturze. Ale nie będę dużo ryzykował, jeśli powiem, że Hiroki Sakai czy Shinzo Koroki byliby dużą wartością dodaną do naszej ligi. Ja w ogóle jestem fanem Japończyków w naszej lidze: Daisuke Matsui miał bardzo dobry okres w Lechii, Takafumi Akahoshi w Pogoni też potrafił błyszczeć, podobnie Takuya Murayama (obecnie w Ekstraklasie bardzo dobrze sobie radzą inni japońscy piłkarze jak Daisuke Yokota, Takuto Oshima i Koki Hinokio – przyp. red). To oczywiście tylko dygresja, bo nasza liga też się zmieniła na przestrzeni lat i zawsze ciężko jeden do jednego porównywać obie ligi.
Organizacja gry i szczelna defensywa. Fundamenty mistrzowskiego Lecha przeszły na Urawę
Doskonale wiadomo, jak trener Skorża potrafi zbalansować grę swojego zespołu. Obrona pod jego wodzą zawsze jest dużym atutem i stanowi zaporę bardzo ciężką do sforsowania, jednak różni się od podejścia innych polskich szkoleniowców, którzy stawiają na popularną „murarkę” i grę z kontry. Dwukrotnego mistrza Polski z Kolejorzem cechuje umiejętność znalezienia bilansu i dołożenia skutecznej gry ofensywnej z wieloma wyćwiczonymi wariantami.
Drużyna z Saitamy w 34 ligowych grach straciła zaledwie 27 bramek, co jest najlepszym wynikiem spośród wszystkich ekip. Dołożyła do tego 42 trafienia, co nie jest świetnym osiągnięciem, ale mieszczącym się w środku stawki. Doskonale pokazała to na wiosnę w finałowym dwumeczu z Al Hilal. Trener dokładnie wiedział, że posiada mniejszy potencjał i nie jest faworytem, dlatego sposobem i mądrą, rozważną grą zapewnił swojemu klubowi historyczny tytuł. Podobnie było na ostatnio zakończonych Klubowych Mistrzostwach Świata. Najpierw wyeliminowała meksykański Club Leon, a w półfinale przez dłuższy czas stawiała skuteczny opór naszpikowanemu gwiazdami Manchesterowi City.
– Nie będę czarował, że Urawa Skorży to był zespół, który oglądało się z zapartym tchem ze względu na ofensywny, bardzo przyjemny dla oka futbol. Były trener Lecha Poznań i jego sztab mieli jednak bardzo sprecyzowany pomysł na swoją pracę w Japonii: liczą się punkty, styl jest na drugim miejscu. Skorża do końca walczył o podium i choć ostatecznie tę walkę przegrał, to 4. miejsce dla Urawy było najlepszym w lidze od 7 lat. – tak grę Urawy Red Diamonds ocenił komentator Eurosportu czy TVP Sport, Adam Kotleszka.
Jak ocenić wyniki Urawy pod wodzą Skorży? Sukces czy porażka?
Cieniem na osiągnięcia Skorży kładzie się już samodzielnie prowadzenie drużyny w nowej edycji azjatyckiej odmiany Ligi Mistrzów. Zdołał skutecznie przebrnąć kwalifikacje, ale w fazie grupowej za mocne okazało się południowo koreańskie Pohang. Red Diamonds zajęli drugie miejsce, co według tamtejszego regulaminu i niekorzystnych wyników w innych grupach oznaczało pożegnanie się z rozgrywkami.
– To był dziwny sezon dla Urawy. Z jednej strony wynik w lidze zadowalający, bo choć wśród części kibiców Urawy pojawiały się głosy, że zwłaszcza końcówka była rozczarowująca, to jednak gdy opadnie kurz, doceni się 4. miejsce w lidze. Wygranie Ligi Mistrzów to oczywiście mała cegiełka Skorży, bo prowadził zespół dopiero w dwóch meczach finałowych, ale pamiętam, że zebrał za niego mnóstwo pochwał, sam byłem zaskoczony tym, jak jego zespół łatwo zneutralizował wszystkie atuty Al-Hilal, a to zasługa świetnego przygotowania drużyny do dwumeczu. Następnie musiał grać w barażu o kolejny sezon Ligi Mistrzów, wygrał go, ale kolejna faza grupowa to już duże rozczarowanie, zwłaszcza, że wśród fanów Urawy dobry występ w tych rozgrywkach był traktowany bardzo serio, bo to niejako „ich rozgrywki”. W ostatnich 6 latach dwa razy je wygrali, raz przegrali dopiero w finale. Ale to perspektywa kibicowska. Ocena na chłodno i z dystansem jest taka, że to sezon, w którym Urawa w końcu liczyła się w lidze, doszła do półfinału pucharu ligi, choć trzeba zaznaczyć, że nie są to najbardziej prestiżowe rozgrywki w sezonie w Japonii. W międzyczasie 1/8 Pucharu Japonii i 4. miejsce na Klubowych Mistrzostwach Świata. Z jednej strony sporo potknięć, z drugiej było też sporo konkretów. Ostatecznie życzę każdemu polskiemu trenerowi takiej przygody za granicą – tak ekspert podsumowuje osiągnięcia trenera z Radomia.
W ligowej tabeli Urawa skończyła sezon z 14 punktową stratą do Mistrza, Visel Kobe, 7 oczek zabrakło do wicemistrza z Yokohamy oraz o 1 punkt więcej zdołała zgromadzić Hiroshima (znana z wybuchu bomby atomowej podczas ostatniej wojny). Z pewnością kibiców w Saitamie boli utrata podium, ale pierwsze 2 zespoły były poza zasięgiem, więc po opadnięciu emocji na pewno docenią wynik, który jest najlepszy od kilku lat. Ostatnimi czasy byli ligowymi średniakami, a za przyczyną trenera Skorży oraz działań zarządzających coraz śmielej walczą o krajowe medale.
– Temat mistrzostwa Japonii dla Urawy był w głowie chyba tylko najbardziej optymistycznych kibiców. Realnie zespół Skorży nie mógł rywalizować z Visel czy Yokohamą. W bezpośrednich starciach na 6 meczów z tymi drużynami w lidze zespół Skorży wygrał tylko raz – z Visel. Przegrał 3 razy: po razie z każdym z tych zespołów i zaliczył 2 remisy. Urawa nie miała też jednego lidera, który ciągnąłby ten zespół. Czasami to bywało atutem, bo nie było sytuacji, że jeden gracz wypadał i sypał się pomysł na grę, jednak najskuteczniejszy gracz Urawy był dopiero pod koniec drugiej dziesiątce klasyfikacji strzelców i był nim znany z Ekstraklasy Jose Kante. To trochę za mało na walkę o najwyższe cele – ocenia ich szansę na mistrzostwo Adam Kotleszka
Jak Skorża będzie wspominany w Japonii?
Już przed klubowymi mistrzostwami świata rozgrywanymi w Jeddah, klub oficjalnie zakomunikował, że od nowego sezonu drużynę będzie prowadził nowy szkoleniowiec. Było to spowodowane decyzją samego trenera, bo Urawa była chętna na dalszą współpracę. Maciej Skorża znów podjął taką decyzję ze względów rodzinnych i jak stwierdził w jednym z wywiadów, nie jest takim typem trenera, jak Pep Guardiola, pracujący bez przerwy w jednym miejscu przez kilka lat. Dlatego zapytałem naszego rozmówcę, jakie wspomnienia pozostawi po sobie Polak w kraju kwitnącej wiśni:
– Z tego, co słyszę, bardzo dobre. Za jakiś czas ten rok jego pracy będzie się już tylko pamiętać przez pryzmat wygranego finalu LM, najlepszego miejsca w lidze od paru ładnych lat i z tego, że Skorża był tam poważany jako człowiek. Pojawiał się w telewizji klubowej Urawy kilka razy, a w materiałach można było wyczytać głosy szacunku do niego. Pomogło mu też to, że nie próbował zmieniać Japończyków, tylko szybko dostosował się do ich kultury, a to się w tym kraju szanuje. Szacunek za szacunek. Pewnie, że w drugiej części sezonu pojawiały się negatywne opinie po odpadnięciu z pucharu Japonii lub nie wyjściu z grupy Ligi Mistrzów, ale niewielu jest trenerów, którzy nie mają takich komentarzy w pewnym momencie sezonu.
Jednocześnie w klubowych mediach stwierdził, że chciałby kiedyś na wyspy japońskie wrócić. Najprawdopodobniej nie nastąpi to w najbliższym czasie, ale w bardziej odległej przyszłości. Z pewnością pozostawił za sobą otwarte drzwi i jeśli tylko uzna, że jest odpowiedni moment na powrót, to ofert z różnych klubów nie zabraknie. Chętni do ponownej współpracy powinni być przedstawiciele klubu z Saitamy, ale też inne kluby czasami z większymi budżetami i możliwościami.
– Urawa to zespół z kapitalną bazą kibiców, być może najlepszą w całej Japonii. Natomiast obecnie większe pieniądze pompuje się w Visel czy Yokohamie F. Marinos. Urawa miała ostatnio chudsze lata w lidze, ale to zawsze klub z dużymi ambicjami i wydaje mi się, że na podstawie tego sezonu nowy trener, który zresztą już został ogłoszony, Per-Mathias Høgmo, będzie mógł budować zespół, który jeśli dokona kilku wzmocnień, na dłużej wróci do czołówki – kończy Kotleszka zapytany, czy Skorża wracając do Japonii może dostać możliwość pracy w jeszcze bardziej rozwiniętym zespole.
Przygoda japońska zakończona. Co dalej?
Przed Maciejem Skorżą kilka miesięcy odpoczynku i regeneracji. Do pracy ma wrócić w czerwcu, by rozpocząć z nową drużyną przygotowania do następnego sezonu. Ofert nie zabraknie. Można się spodziewać, że w jego kierunku chętnie będą spoglądały ciekawe kluby europejskie, jest też możliwość, że zainteresowanie będą wykazywać wręcz niewyobrażalnie bogate arabskie ekipy, a kto wie, czy znowu nie pojawi się ciekawy projekt z kompletnie innego miejsca na świecie.
Jego sytuację na bieżąco śledzi też PZPN i w razie niepowodzenia reprezentacji, które przytrafiają się jej nader często, prezes Cezary Kulesza lub jego następca będą próbowali ściągnąć go na stanowisko selekcjonera. Już wiadomo, że negocjacje będzie chciał podjąć także Lech. Pierwsze kroki już uczynił, na Bułgarską wrócił najbliższy współpracownik 52 – latka, Rafał Janas, a za pół roku najprawdopodobniej znów pozycja trenera nie będzie obsadzona. Za Skorżą sportowo bardzo udany okres. Chętnych z odległych miejsc będzie bardzo wielu i tylko od niego samego będzie zależało, jak poprowadzi swoją karierę.
Mikołaj Duda