Flagowi wychowankowie Lecha odstawieni od gry i reprezentacji. Ekspert: „Brak powołań jest w pełni zasłużony”

Tak źle na niemieckich boiskach nie było od dawna. Polska za zachodnią granicą przez wiele lat była godnie reprezentowana. Kilkanaście sezonów temu rodzimy futbol dumnie kojarzył się z trio Jakuba Błaszczykowskiego, Łukasza Piszczka i Roberta Lewandowskiego. Kapitan kadry narodowej po odejściu do Monachium rozsławił się na cały świat zdobywając liczne trofea i bijąc kolejne rekordy, w tym ten najsłynniejszy, należący wcześniej do legendarnego Gerda Mullera.

Po jego przenosinach do Hiszpanii skończyła się pewna epoka. Żaden z powołanych zawodników przez Michała Probierza na mecze barażowe nie występuje w 1. Bundeslidze. W głównej mierze polską – skromniejszą niż kiedyś – kolonię stanowią tam „produkty” Akademii Lecha, sprzedane za wiele milionów euro.

Pierwszy sezon najtrudniejszy? Na pewno nie w przypadku Jakuba Kamińskiego

Po zdobyciu tytułu mistrzowskiego Kamiński za jedną z większych kwot w historii całej Ekstraklasy został sprzedany do Wolfsburga. W zielonych barwach zgodnie z oczekiwaniami szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Grał regularnie, zaczął dokładać też konkrety w postaci bramek i asyst. Adaptacja w nowym środowisku przebiegła zaskakująco dobrze, co nie umknęło uwadze osób regularnie śledzących jego losy. Był powszechnie chwalony i doceniany za taką postawę w jeszcze tak młodym wieku. Sprostał ciężkiemu wyzwaniu, w przeciwieństwie do wielu innych młodych piłkarzy, którzy opuszczają Ekstraklasę i nie potrafią się odnaleźć nawet w teoretycznie znacznie łagodniejszych otoczeniach.

Nowe rozgrywki to kompletne odwrócenie dobrej passy. Na placu gry przeważnie pojawiał się z ławki rezerwowych lub tylko przyglądał się poczynaniom kolegów. W lidze w od pierwszej minuty wybiegł tylko trzykrotnie, a na pierwszą taką okazję musiał czekać aż do 10. listopada. Ostatnie minuty zaliczył jeszcze w styczniu, a na premierowy punkt do klasyfikacji kanadyjskiej wciąż czeka. Słabsza postawa Kamińskiego wywołała głosy, że warto byłoby – przynajmniej tymczasowo – zmienić klub, by regularnie łapać minuty. Promykiem nadziei dla skrzydłowego może być zmiana trenera. Zarząd Wilków uznał, że przerwa reprezentacyjna to najlepszy czas, by Niko Kovaca zastąpił Ralph Hasenhuttl. Znawcy tamtejszego futbolu są zgodni, że to dla klubu, ale prawdopodobnie też dla samego Polaka będzie dobra zmiana.

– Przede wszystkim w lecie wzrosła konkurencja na jego pozycji. Wolfsburg ściągnął kilku piłkarzy mogących grać na skrzydłach i już samo to mocno podkopało pozycję w zespole Kuby. Mimo wszystko jednak zdumiewające, jak trudno jest mu się w ostatnich miesiącach odnaleźć. U Kovaca był przecież wiernym żołnierzem, grał dużo, trener niechętnie ściągał go z boiska, wolał nawet przestawić go na inną pozycję, niż sadzać na ławce rezerwowych. Jesień w tym sezonie była bardzo słaba, ale w zimie Wolfsburg postanowił Polaka odbudować. Bardzo dobrze wyglądał w trakcie obozu przygotowawczego, zagrał świetny sparing z Schalke i potem otrzymał dwie szanse w meczach ligowych. W obu spotkaniach spisał się jednak bardzo słabo, zmarnował znakomitą sytuację strzelecką, nie dawał wielu akcentów w ataku i logiczna jest jego aktualna pozycja w drużynie – tak o przyczynach słabszej formy Kamińskiego mówi nam regularnie komentujący Bundesligę na antenie Viaplay, Marcin Borzęcki.

Ciężkie początki Kownackiego w nowym klubie. „Spadł nawet na 5. miejsce w hierarchii”

Kownacki po półrocznej odbudowie w Poznaniu, przypieczętowanej tytułem Mistrza Polski, wrócił do Niemiec. Spekulowało się, że przeniesie się definitywnie do Poznania, jednak końcowo nic z tego nie wyszło i cały sezon spędził w Dusseldorfie na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. Najdrożej kupiony gracz w historii Fortuny wreszcie po kilku latach udowodnił swoją jakość strzelając 14 bramek i notując 9 asyst. Nie zdecydował się na podpisanie nowego kontraktu, więc naturalnie stał się łakomym kąskiem na rynku, a szczególnie dla drużyn z niemieckiej elity. 

Latem przeniósł się do Werderu Brema z nadzieją, że po nieudanym pierwszym podejściu tym razem rozbłyśnie na boiskach Bundesligi. Tak się nie stało. Mimo, że trener Ole Werner stosuje taktykę na 2 napastników, to Kownacki i tak nie jest w stanie przebić się do podstawowego składu. W 16 spotkaniach uzbierał ledwie lekko ponad 300 minut nie notując żadnej liczby w ofensywie. Jest typowym rezerwowym, który najczęściej ma za zadanie pomóc w końcówkach meczu przy niekorzystnym rezultacie.

– Wybór Werderu Brema był dla Kownackiego niezwykle logiczny. Zanosiło się na odejście któregoś z dwóch napastników, Niclasa Fullkruga, albo Marvina Duckscha, poza tym Werder Ole Wernera gra piłkę bardzo ofensywną, promującą napastników. I rzeczywiście Fullkrug odszedł z klubu, a na domiar tego Kownacki znakomicie wyglądał w sparingach – strzelał, asystował, zasypała go lawina komplementów ze strony trenera i dyrektora sportowego. A potem przyszła liga i Kownacki się zaciął. W międzyczasie Werder wypożyczył z Eintrachtu Rafaela Borre, a niespodziewaną eksplozję formy zanotował młodziutki Justin Njinmah. Koniec końców Kownacki spadł nawet w pewnej chwili na piątą pozycję w hierarchii napastników, bo przyzwoicie spisywał się też wychowanek, Nick Woltemade. Oczywiście nie oznacza to, że nie można w tej hierarchii się wspiąć. Niestety jednak Kownacki, kiedy już wchodził na boisko, prezentował się mizernie. Nie potrafił odnaleźć drogi do bramki, mało dawał drużynie. Trudno więc dziwić się temu, że ma taką pozycję w zespole. Pocieszające jest to, że w klubie nie ma już Borre, więc wiosną powinno udać mu się złapać więcej minut –  przedstawia nam sytuację napastnika, ekspert od piłki niemieckiej.

Problemy Roberta Gumnego. „Jego zniknięcia nikt nie odnotuje”

W dość specyficznym miejscu w swojej karierze znajduje się Robert Gumny. Jest zawodnikiem klubu z czołowej europejskiej ligi, ma dopiero 25 lat, jednak coś w jego karierze nie poszło do końca tak, jak powinno. Nie ma realnej szansy, by zrobił następny krok, ale też nie odbił się od Bundesligi. Osiadł w wygodnym dla siebie miejscu bez większych perspektyw na rozwój. W ostatnich sezonach w Augsburgu był podstawowym zawodnikiem, mimo to niczym szczególnym się nie wyróżniał, wpisał się w szarość swojego zespołu. W obecnych rozgrywkach dobije do trzycyfrowej liczby spotkań w barwach niemieckiego klubu, ale na boisko wybiega zdecydowanie rzadziej. Stracił ugruntowane miejsce i nie zapowiada się, by to miało się zmienić.

– Miejsce Roberta Gumnego na ławce rezerwowych nie jest tymczasowe. Grający regularnie na prawej stronie defensywy Kevin Mbabu to piłkarz zdecydowanie lepszy na każdej płaszczyźnie – silniejszy, szybszy, skuteczniejszy w defensywie, mający większy ciąg na bramkę rywala. Gumny przez kilka lat gry w Niemczech nie rozwinął się właściwie w ogóle, nie zaznaczył swojej obecności na poziomie Bundesligi i jego zniknięcia – a takie prędzej czy później nastąpi – nikt nie odnotuje – tak Borzęcki ocenia postawę prawego obrońcy.

Problemy wychowanków Lecha. Czy czeka ich przedwczesny powrót do Polski?

– Brak powołań do reprezentacji jest oczywiście w pełni zasłużony. Każdy z trójki Polaków rozgrywa słaby sezon, choć słowo „rozgrywa” niekoniecznie powinno tu zostać użyte, skoro na ogół nie grają – podsumowuje postawę Polaków ekspert.

Najmniej poważna jest sytuacja Jakuba Kamińskiego. Jego problemy wydają się być tylko przejściowe. Prędzej czy później powinien odzyskać miejsce w podstawowym składzie lub znaleźć zatrudnienie w innym klubie na wysokim poziomie. Inaczej jest w przypadku Dawida Kownackiego, który najprawdopodobniej znowu nie odnalazł się na wyższym poziomie. Pokazał już, że w Lechu byłby dużym wzmocnieniem i kluczowym zawodnikiem, jeśli nie zdecyduje się na kolejny powrót do Poznania, będzie musiał rozglądać się za innym klubem z mocno średniej półki. Dla Roberta Gumnego ponowna gra w Kolejorzu mogłaby być świetną decyzją. Nie powinien mieć problemu z regularnym dostawaniem szans, ale póki co na to się nie zanosi. Znalazł się w zbyt wygodnym położeniu, by z własnej woli gdziekolwiek się ruszać.

Mikołaj Duda 

Udostępnij:

Podobne

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny

Syndrom Lecha: druga, brzydka twarz

Każdemu zespołowi zdarzy się rozegrać słabszy mecz, złapać zniżkę formy. Jednak to, co Lech zademonstrował w Gliwicach, nakazuje bić na alarm. Tym bardziej, że to