Po tym, jak Legia definitywnie wypisała się z rywalizacji, w powszechnej opinii to Lech jest głównym kandydatem na mistrza Polski. Strata punktów w Mielcu niczego nie zmieniła, bo to był tylko przystanek w długiej podróży. Nie jest to wygodna sytuacja. Lepiej gonić niż uciekać. Odpowiedzialność może spętać nogi, a przede wszystkim umysły.
Moc Lecha nie podlega dyskusji. Nikt w tej lidzie nie potrafi tak bardzo zdominować przeciwnika. Co ciekawe, największą przewagę osiągnął w spotkaniach, których nie wygrał: w Białymstoku i w Mielcu. Oby nie zamieniło się to w prawidłowość. Pozostałe mecze były bardziej wyrównane, nawet jeśli kończyły się wysokimi zwycięstwami Kolejorza. To daje do myślenia podczas obierania taktyki na mecze teoretycznie łatwe i teoretycznie trudne.
Do każdego kolejnego spotkania Lech będzie przystępował w roli faworyta. Bez maksymalnej koncentracji, nie wywiąże się z niej. Trzeba potwierdzać własną siłę, ale i nie pozwolić się zaskoczyć. Niejeden zespół nastawi się na defensywę licząc na brak skuteczności, na słabszą formę jedynego napastnika Kolejorza. Jedynego, choć w składzie ma ich trzech. Pozostali nie potwierdzili jeszcze, że warto ich wpuszczać na boisko.
Nie tylko Lechowi będzie trudno wygrywać wszystko. Najwięksi rywale też muszą co tydzień mocno się sprężać. O skali trudności przekonał się właśnie Raków Częstochowa. Nie potrafił przełamać Górnika Łęczna, poszedł w ślady remisującego Lecha. W ten sposób odebrał sobie szansę wyprzedzenia go po rozegraniu meczu zaległego. Niczego nie wolno zakładać z góry. Każdego może dopaść pech lub słabość. Nie mamy prawa zakładać, że Lech więcej zawodzić nie będzie. Mamy tylko gwarancję, że Maciej Skorża stanie na głowie, by nie przeżywać więcej rozczarowań.
Górnik Łęczna odebrał punkty Rakowowi, a teraz spróbuje zatrzymać Lecha. Łatwiej by mu było, gdyby nie mecz w Mielcu. Teraz Kolejorz wie, czym grozi nieskuteczność, szczególnie w najważniejszej, początkowej fazie meczu. Gdyby udało się szybko napocząć Stal, a sposobność była, punkty pojechałyby do Poznania. To nie ma prawa się powtórzyć. Maciej Skorża cieszy się opinią człowieka potrafiącego wyciągać wnioski, reagować na bolączki drużyny. Musi to potwierdzić. Po prostu musi.
Klub z Łęcznej do tej pory uzbierał „aż” 7 punktów, zamyka tabelę i uchodzi za głównego kandydata do powrotu na zaplecze ekstraklasy. Lech jest na drugim biegunie. Punktów ma 28, od wielu kolejek nie opuszcza pozycji lidera, pokazuje siłę ofensywną, ale i niekiedy nieskuteczność. Po mieleckim rozczarowaniu, wpadka Rakowa w Łęcznej przyjęta została z większą wyrozumiałością. Gdyby jednak sytuacja miała się powtórzyć i Lech nie wygrałby kolejnego meczu, nie byłoby już niespodzianki, ale sensacja.
Nie mamy wątpliwości, nad czym w tym tygodniu skoncentrują się zawodnicy Lecha. Najczęściej powtarzanym przy Bułgarskiej słowem będzie „skuteczność”. Co zrobić, by odzyskać Ishaka? Chyba łatwiej odbudować jego zagubioną ostatnio formę strzelecką niż czekać na Baturinę i Sobiecha. Ten pierwszy uczy się dopiero, ten drugi usiłuje sobie przypomnieć, co potrafi, ale mu to nie wychodzi. Filip Szymczak, wysłany po naukę do Katowic, chyba już jest wartościowszym zawodnikiem. Od Baturiny z całą pewnością.
W Lechu doskonale wiedzą, że nie wolno polegać tylko na Ishaku. Jeśli Lech ma regularnie punktować, nie może być sam, bo tej roli nie udźwignie, nawet jeśli strzeli jeszcze wiele bramek. Potrzebny jest jeszcze ktoś, ale nie jako alibi, by można było mówić, że Lech ma w kadrze trzech napastników. Trener zdaje sobie z tego sprawę. Musi ocenić, czy uda się odzyskać Sobiecha, czy też trzeba szukać wyjścia awaryjnego. Każda decyzja może się przełożyć na sukces. Lub jego brak.