Decyzje, które mogą przesądzić o mistrzostwie

Niewielu spodziewało się tak dobrej postawy w rundzie jesiennej Lecha, czyli drużyny, która kompromitowała się w poprzednim sezonie, szła na zatracenie. Transfery przyniosły zamierzony skutek, trener wykonała kawał fachowej roboty, zmienił sposób grania i mentalność zawodników. Teraz wystarczy podtrzymać to, co udało się uzyskać, by w maju cieszyć się z sukcesu.

Nie wolno jednak nie robić nic licząc na powtórzenie jesieni. Zespół nie potrzebuje radykalnego wzmocnienia. Ma w składzie piłkarzy wysokiej jak na polską ligę klasy. Trzeba tylko dokonać uzupełnień. Może to mieć kluczowe znaczenie w obliczu wyzwania, jakie czeka Kolejorza w lutym i na początku marca. To będzie dla niego kluczowa część ligowych zmagań. Właśnie wtedy może się rozstrzygnąć, czy jubileuszowy sezon będzie zwycięskim. W trzy tygodnie można wszystko stracić, albo ustawić się w świetnej pozycji przed decydującym atakiem.

19 lutego (być może dzień później, terminarz nie został jeszcze ustalony) Lech pojedzie do Gdańska. Lechia, która zimą z pewnością wzmocni skład, marzy o włączeniu się do rozgrywki o mistrzowski tytuł. Kolejorz będzie chciał pozbawić ją złudzeń, co łatwym zadaniem nie jest. Jeszcze trudniej będzie po tygodniu w Szczecinie. Kto wie, czy to spotkanie o wszystkim nie zadecyduje. Potem Lech wróci na własny stadion, by podjąć Raków Częstochowa, też mający mistrzowskie aspiracje.

Lech już dziś ma drużynę gotową wygrać wszystkie te mecze, ale trzeba ją zasilić nowymi twarzami, by była gotowa na kilkumiesięczną walkę. Szeroki i wyrównany skład jest niezbędny. Odejście Thomasa Rogne to konieczność znalezienia następcy. Ponoć Lechowi zależy na Timie Oberdorfie z Fortuny Duesseldorf. Jego kontrakt z klubem z drugiej Bundesligi obowiązuje do końca czerwca 2024 roku. Nie jest tam pierwszym wyborem trenera, ale Lech musiałby za niego zapłacić prawdopodobnie 300-400 tys. euro.

Jakub Kamiński nie odejdzie z Lecha tej zimy, choć lada chwila może formalnie związać się z niemieckim Wolfsburgiem. Wiosną wciąż będzie jako skrzydłowy Lecha niezastąpiony. Na drugiej stronie trener ma Adriela Ba Loua, który jeszcze nie daje z siebie tyle, ile potrafi, oraz Michała Skórasia z jego fantastycznym darem podejmowania samych złych decyzji. Kiedy może zrobić coś pożytecznego, zachowa się na opak – a to poda nie temu, co trzeba, to znów wejdzie w bezsensowny drybling lub odda bezsensowny strzał. Trzeba nad nim pracować. Przekonać, by postępował dokładnie odwrotnie niż podpowiada mu rozum i intuicja. Bez tego korzyści z niego nie będzie.

Lech zainteresował się skrzydłowym norweskiego Haugesundu Kristofferem Velde. 22-letni piłkarz, sądząc po informacjach na jego temat, bardzo może się przydać. Strzela gole, asystuje, jest szybki. I niestety dość drogi, bo jego wartość szacuje się na prawie milion euro. O tym, że coś jest na rzeczy, świadczy obecność tego zawodnika na ostatnim meczu Lecha w 2021 roku. Latem Lech przystąpi do rozgrywek pucharowych już bez „Kamyka” w składzie. Norweg, ograny w drużynie, byłby jak znalazł. Tym bardziej, że można byłoby go wystawiać także w ataku.

Nie można walczyć o mistrzostwo z jednym tylko wartościowym napastnikiem, choćby i najlepszym w lidze. Mikael Ishak to zawodnik bezcenny, ale może mu się przytrafić coś złego, może też zablokować się strzelecko. A zmiennika nie ma. To znaczy jest, ale taki, który w kadrze jest tylko teoretycznie. Trener musi więc podjąć ważne decyzje. Problemy zostaną rozwiązane, gdy Sobiech zacznie przypominać napastnika, jakim był zanim trafił do Poznania. Czy są widoki na obudowę?

Inne rozwiązanie to sprowadzenie, choćby i w formie wypożyczenia, napastnika gotowego wesprzeć Ishaka, zluzować go. Sprawa wątpliwa, łatwo dokonać złego wyboru, co Lechowi zdarza się notorycznie. Może lepiej pozyskać Kristoffera Velde i liczyć, że sprawdzi się także jako napastnik? Wszystkie te rozwiązania obarczone są ryzykiem. Któreś jednak trzeba wybrać, a stawka jest wysoka.

Udostępnij:

Podobne