Tradycji stało się zadość. Dariusz Żuraw został kolejnym trenerem Lecha pozbawionym funkcji w trakcie rozgrywek, wskutek potężnego kryzysu. To jedna z nielicznych decyzji zarządu klubu, której trzeba przyklasnąć. Już jesienią było oczywiste, że trener nad drużyną nie panuje, powiela błędy. Wiosną okazało się, że piłkarze są źle przygotowani do rozgrywek, zespół jest w rozsypce.
Kiedy Dariusz Żuraw przejmował drużynę, spotkał się z pozytywnymi opiniami. Lech grał ofensywnie, sprawnie atakował, zawodnicy wyzwoleni spod taktycznych ograniczeń Adama Nawałki poczuli swobodę, cieszyli się grą. Przyszły zwycięstwa w lidze, awans do pucharów, błyskotliwe przejście przez eliminacje Ligi Europy.
Wtedy właśnie, gdy trzeba było grać na kilku frontach, zaczęły się schody. Kadra nie była wyrównana, nawarstwiało się zmęczenie, zdarzało się coraz więcej kontuzji, a trener przestał nad tym wszystkim panować. Zarząd mu nie pomógł, po odejściu klasowych piłkarzy za rekordowe w lidze pieniądze drużyna została potężnie osłabiona. Sprowadzono piłkarzy słabszych od tych, którzy już w Lechu grają, są na dorobku.
Dariusz Żuraw, jak wylicza internetowa strona klubu, prowadził Lecha w 72 meczach ligowych, zanotował 29 zwycięstw, 24 remisy, 19 porażek. Przepracował tu 736 dni, co jak na Lecha jest całkiem dobrym osiągnięciem. Przetrwałby dłużej, lecz na jego trenerskie ograniczenia i brak doświadczenia nałożyły się złe zarządzanie sportową częścią klubu, nieudane transfery, nieumiejętne budowanie drużyny.
Do czasu wyboru następcy Żurawia, co ma nastąpić w najbliższych dniach, zespół poprowadzą jego asystenci.