Cel Lecha: pokazać rywalowi, jak trudno gra się na dwóch frontach

Aktualny mistrz Polski dopiero się przekona, jak trudno jednocześnie rywalizuje się w europejskich pucharach i w lidze. Jeszcze tego nie zaznał, natomiast Lech wielokrotnie testował taki wysiłek na własnej skórze. Kierownictwo Rakowa zadbało o solidne wzmocnienia, ale drużynę tę dotknęły kontuzje ważnych graczy. Lech aktualnie rywalizuje tylko w kraju, wielu meczów nie rozegra. Trzy spotkania w osiem dni, które  właśnie musi zaliczyć, to nie będzie norma. Byłoby mu łatwiej, gdyby też nie zmagał się z brakami kadrowymi, a na dodatek nie musiał odzyskiwać formy.

O przełożenie tego meczu zabiegał Raków, uwikłany w rywalizację pucharową na początku sezonu. Lechowi było to na rękę, bo wtedy jeszcze też grał na dwóch frontach. Teraz przyszedł czas na nadrobienie zaległość. Trudniejszą sytuację ma Raków, który musi grać co trzy-cztery dni, brakuje mu czasu na treningi, do tego stracił ważnych piłkarzy, defensorów i wahadłowych. Znany jest z tego, że każde zwycięstwo musi wybiegać, jego zawodnicy są świetnie przygotowani motorycznie. Będzie im jednak trudno, biegania mają w ostatnich tygodniach aż za dużo.

Lech gra rzadziej, bo pucharów pozbawił go przeciętny Spartak Trnawa. Słowacy wykorzystali schematyzm w grze Kolejorza, brak pomysłu na ofensywę, do tego słabiutką postawę obrońców. Na życiowy sukces nie musieli się wielce napracować, bo Lech do nowego sezonu przystąpił nieprzygotowany. Co najgorsze, od tego czasu desperacko stara się odzyskać normalną dyspozycję. Wygrał dwa ostatnie mecze, ale do tego wystarczyła klasa dwóch tylko piłkarzy – Marchwińskiego i Velde. Drużyna przeprowadziła zaledwie kilka szybkich, nietuzinkowych akcji i zdobyła kluczowe bramki. W czwartkowy wieczór tak łatwo nie pójdzie.

Do zwycięstwa w takim meczu konieczna jest wysoka dyspozycja wszystkich piłkarzy, na których postawi trener. Nie można sobie pozwolić na tak lekkomyślne trwonienie świetnych okazji bramkowych, jak w sobotę. Co wystarczyło na Wartę i Stal Mielec, nie wystarczy ani na Raków, ani po trzech dniach na Pogoń. Nie chcąc gubić kluczowych punktów, Lech musi rozegrać najlepsze mecze w tym sezonie. Tylko jak tego dokonać, gdy piłkarze rozpaczliwie szukają zdrowia i dyspozycji sprzed pół roku. Sytuacja w drużynie, jak zdradził John van den Brom, trochę się ostatnio poprawiła. Do treningów wrócili Ishak i Kwekweskiri, zdrowy jest już Milić. Nie mogą grać Douglas i Hotić, który wypadł na cały miesiąc. Gholizadeh to wciąż piłkarz-widmo. Piekielnie drogie widmo.

Trener John van den Brom mówi też, że dwa zwycięstwa poprawiły morale jego podopiecznych. Ma ich dwudziestu, tylu uczestniczyło w ostatnim treningu. To wystarczy, by stanąć do najtrudniejszej próby jesieni – zagrać z Rakowem w czwartek i Pogonią w niedziele. Tyle, że tu nie chodzi o liczbę zdolnych do gry zawodników, ale o ich jakość. I to nie teoretyczną, bo taka w przypadku graczy Lecha jest wysoka, ale o faktyczną, w dniu starcia z jednym z głównych rywali.

Bardzo trudno przewidzieć wynik spotkania, które budzi zainteresowanie w całej piłkarskiej Polsce. Przede wszystkim dlatego, że nie wiadomo, czego się spodziewać po Lechu. Drużyny van den Broma długo się rozpędzają, ten trener nie potrafi wyzwolić u piłkarzy docelowej formy od razu. Nie wiadomo, kiedy ujawnią swe umiejętności. Bardziej obliczalny jest Raków. Mimo kilku urazów, trener Szwarga nie ma problemu ze skompletowaniem solidnego składu. Jeśli drużyna ta zagra po swojemu i trafi na Lecha zagubionego, pozbawionego pomysłu na ofensywę inną niż setki podań w środku boiska i dośrodkowania, wynik łatwo przewidzieć. Ale jeśli Lech akurat w ten dzień odpali, to może wykorzystać atut własnego stadionu, dać radość ponad 20 tysiącom kibiców.

Udostępnij:

Podobne