Dzielna postawa, dojrzała gra, ale i fatalna skuteczność Lecha w prestiżowym meczu w Warszawie. Przegrywał, ale wyrównał, wyszedł na prowadzenie, kilkakrotnie mógł wynik podwyższyć, stracił jednak gola w końcówce i musiał podzielić się z Legią punktami. Oba gole dla Kolejorza zdobył Afonso Sousa. Rezerwowi piłkarze – Ba Loua, Marchwiński, Czerwiński – zmarnowali świetne okazje bramkowe.
Nie było oszczędzania piłkarzy na rewanż we Florencji. Była wymiana słabszych ogniw na lepsze, przynajmniej teoretycznie. Radosław Murawski wrócił do zespołu i mógł zluzować Kwekweskiriego. Słaby w czwartek Rebocho usiadł na ławce, trener van den Brom postawił na Douglasa. Nie Marchwiński rozpoczął mecz w wyjściowym składzie, lecz Sousa, co okazało się doskonałą decyzją.
Bardzo spokojnie grał Lech w pierwszych minutach. Nie silił się na zrywy i szybsze ataki, starał się głównie przeszkadzać gospodarzom. Legia zresztą też nie grała porywająco i w pierwszych dziesięciu minutach niewiele działo się na boisku oprócz kontuzji sędziego asystenta, którego musiał zastąpić arbiter techniczny. Potem jednak wystarczyło przyspieszenie Legii, by okazało się, jak słabą defensywą dysonuje teraz Lech. Douglas pozwolił na dośrodkowanie, a Satka nie przeszkadzał Pekhartowi we wpakowaniu z bliska piłki do bramki.
Legia wyraźnie lepiej czuła się na boisku, grała swobodniej i szybciej. Kiedy nacisnęła, w obronie gości można było bić na alarm. Grała ona nerwowo, Bednarek nie silił się na rozgrywanie piłki z kolegami, lecz wykopywał byle dalej, co zawsze oznaczało stratę piłki i kolejne natarcie warszawiaków. Dopiero po pół godzinie gry Lech pierwszy raz poważnie im zagroził. Szkoda, że przeżywający okres fatalnej nieskuteczności Ishak znów się nie popisał. Będąc sam na sam z bramkarzem uderzył tak, że nie miał on wielkich problemów z obroną.
Lech tracił wiele piłek przez agresywną grę przeciwnika, nie podjął walki, nie odpowiadał tym samym. Karlstrom z powodu kontuzji musiał zejść z boiska jeszcze w pierwszej połowie, przedłużonej aż o 8 minut. W tym czasie bardzo dobrą okazję bramkową zmarnował Sousa, dobrze obsłużony przez Skórasia, a tuż przed przerwą Douglas nie popisał się wykonując rzut wolny – z dogodnej pozycji nie trafił w bramkę.
W pierwszej połowie Lech grał nieskutecznie, ale zmieniło się to tuż po przerwie. Ledwo piłkarze zaczęli grać, a zmienił się wynik. Rajd prawą stroną przeprowadził Skóraś, powstało wielkie zamieszanie pod bramką Legii, z bliska piłkę za linię bramkową skierował Sousa. Zaczął się okres przewagi Lecha, który grał swobodniej niż przed przerwą, tworzył okazje bramkowe. Dochodziło do ostrych spięć na boisku. Starli się nie tylko werbalnie Milić i Jędrzejczyk, na pomoc ruszyli im koledzy, a nawet rezerwowi. Obaj gracze zobaczyli żółtą kartkę.
Gospodarze dążyli do ponownego wyjścia na prowadzenie. Lech się bronił, ale nie zapominał o atakach. Po jednym z nich piłka trafiła do Sousy, a ten zmylił zwodami obrońców i strzelił przepięknie, pod poprzeczkę bramki Hładuna. To był mecz Portugalczyka, najlepszego gracza na boisku, który jednak niebawem zszedł z boiska, podobnie jak Ishak. Wkrótce rezerwowy Ba Loua wyszedł na „czystą” pozycję i strzelił gola, uderzając na raty, wcześniej jednak akcję tę spalił. Inny rezerwowy Marchwiński jak świetnie zmylił rywala wychodząc sam na sam, tak fatalnie „setkę” tę zmarnował. Mógł podawać Sobiechowi, kolejnemu zmiennikowi, wolał jednak strzelać, a zrobił to beznadziejnie. Jeszcze jedną świetną okazję zmarnował rezerwowy Czerwiński.
Niewykorzystane sytuacje niestety zemściły się kilka minut przed końcem meczu. Legia naciskała, zamykała Lecha na jego połowie, aż dopięła swego i zdobyła gola. Poczuła potem krew, zamknęła Lecha jeszcze bardziej niż wcześniej. Pod bramką Bednarka mnożyły się groźne sytuacje. Lech już nie atakował, ale wynik 2:2 dowiózł do końca. A mógł dowieźć zwycięstwo.