To był klasyczny mecz o sześć punktów. Warta mierzyła się z rywalem w walce o utrzymanie się w lidze – Koroną Kielce. Musiała walczyć w Grodzisku, gdzie wygrywa bardzo rzadko, ale tym razem jej się to udało. Wystarczyła jedna akcja nieocenionego Zrelaka, a potem dramatyczna obrona przed stratą wyrównującego gola.
Lekką przewagę na początku meczu miała Korona. Była aktywniejsza w ofensywie, jakby bardziej jej zależało na punktach. Jednak Warta, grająca w ustawieniu z czterema obrońcami, starała się nie ustępować twardością w grze i szukać sposobności, by zaskoczyć przyjezdnych. Udało się to dość szybko, już po 10 minutach, dzięki Zrelakowi, prawdziwemu talizmanowi Zielonych.
O wyniku całego spotkania przesądziła jedna akcja. Zaatakował agresywnie rywala w środkowej strefie, odebrał mu piłkę i popędził z nią na bramkę, wykorzystując pomoc kolegów absorbujących defensorów Korony, rozrzedzających ich szyk. Znalazł wolną przestrzeń i będąc kilka metrów przed bramką oddał mocny, płaski strzał, trafiając idealnie, tuż przy słupku, poza zasięgiem bramkarza. To nie był koniec ataków gospodarzy. Po kilku minutach w zamieszaniu podbramkowym Matuszewski obił piłką poprzeczkę.
Korona starała się wyrównać, a Warta wstrzymywała jej zapędy. Przewaga gości stawała się wyraźna, szczególnie w drugiej połowie, ale musieli oni być bardzo czujni, bo w każdej chwili mogli się spodziewać szybkiego ataku albo stałych fragmentów, mocnej broni Warty. Trener Korony ratował się wprowadzeniem na boisko fińskiego weterana Forsella. Nic to nie dało, choć kilka razy zakotłowało się pod bramką Grobelnego, trzeba się było bronić desperacko, by dowieźć dobry wynik do końca. Zielonym się to udało, a Korona ma tylko punkt przewagi nad strefą spadkową.