Smutny mecz z dobrym zakończeniem

Lech z wielkim trudem pokonał Śląsk Wrocław, czyli drużynę, z którą w normalnej dyspozycji rozprawiłby się bez kłopotów. Emocje zaczęły się 10 minut przed końcem. Wcześniej mecz stał na dramatycznie niskim poziomie, a pierwsza połowa była w wykonaniu Lecha najsłabsza chyba od lat. Zamiast coraz lepiej, gra coraz gorzej.

Zaledwie 4 tysiące najwierniejszych fanów zdecydowało się zasiąść na trybunach przy 10-stopniowym mrozie. W pierwszej połowie marzli zupełnie bez sensu. Lech nie grał. Udawał, że uczestniczy w meczu. Trudno mu było wymienić kilka podań, przeprowadzić choćby jedną sensowną akcję. Mierzył się z zespołem, który jeszcze wyjazdowego zwycięstwa nie odniósł. Śląsk z respektem podchodził do gospodarzy, ale niepotrzebnie, bo byli oni zagubieni, nieskoordynowani.

W Lechu nie ma teraz zawodnika, który pokierowałby jego grą w środku pola, potrafił przetrzymać piłkę, uruchomić kolegów. Rozgrywającymi są skrzydłowi. Trener chyba nie panuje nad swymi graczami, bo znów w dziwny sposób zamieszał w składzie. Tym razem wystawił dwóch napastników – Gytkjaera i Koljicia. Bośniak już po kilku minutach mógł zdobyć gola. Odebrał piłkę obrońcom, znalazł się przed bramkarzem, ale strzelił wprost w niego. Grał tylko 13 minut, potem zniesiono go do szatni z kontuzją kolana, a na boisko wszedł Chobłenko. W pierwszej połowie grał jeszcze słabiej niż koledzy. Błysnął w samej końcówce.

Gra z dwoma napastnikami spowodowała, że nie miał kto ich wspierać w środku pola, kierować do nich podania. Formacje Lecha bardzo były od siebie oddalone, więc Śląsk nie miał problemu z odbieraniem piłki. To nie jest wielka drużyna, ale początkowo podobała się bardziej niż jeszcze słabszy Lech. Dzięki pressingowi raz po raz przejmowała piłkę, wyprowadzała ciekawe ataki, a Robak absorbował poznańskich obrońców. Zmarnował dwie niezłe okazje bramkowe. Publiczność z oburzeniem przyjmowała nieudane zagrania Kolejorza, głośno domagała się walki. Schodzących do szatni Lechitów żegnały gwizdy.

Drugą połowę Lech zaczął z większym animuszem i już po kilkunastu sekundach miał idealną sytuację. W dobrej sytuacji znalazł się Radut, uderzył z pierwszej piłki zmuszając bramkarza do rozpaczloiwej, ale udanej interwencji. Rumun mógł potem osłabić drużynę. Mając żółtą kartkę prosił się o następną. Na szczęście sędzia, który zresztą nie zawsze podejmował trafne werdykty i Lechowi nie sprzyjał, tym razem był pobłażliwy. Lech miał przewagę, atakował energicznej niż w pierwszej połowie, ale nie potrafił strzelić gola. W kibicach narastała złość. „Bjelica! Co? Skandaloza!” „Bjelica! Co? To je cirkus!” – rozlegało się z Kotła.

Do końca było 10 minut, gdy zaczął się prawdziwy mecz. Jeden z dynamicznych rajdów Gumnego zatrzymany został faulem w pobliżu narożnika boiska. Nastąpiło coś, co pozwoliło Radutowi poprawić beznadziejne statystyki, a Chobłence zdobyć pierwszą w polskiej lidze bramkę. Rumun dośrodkował zaliczając asystę, a Ukrainiec trafił głową idealnie, ponad bramkarzem. Lech długo nie nacieszył się prowadzeniem. Po minucie dobrze znający to boisko Robak przedarł się pod bramkę Buricia, minął go i z ostrego kąta zdołał trafić tuż przy słupku. Kolejorz nie rezygnował z ataków i przed kolejną szansą stanął Chobłenko. Gdyby dała radę pokonać bramkarza, zostałby bohaterem Poznania. To nie była jego ostatnia próba, ponownie stanął przed szansą, lecz spudłował.

Kiedy sędzia zadecydował o przedłużeniu meczu o 3 minuty, Lech przeprowadził jeszcze jedną akcję. Podanie Jóźwiaka w pole karne głową przedłużył Vujadinović, piłka spadła pod nogi Gytkjaera, a ten pewnie strzelił do siatki. Chorągiewka bocznego sędziego powędrowała jednak w górę. Sytuacja była wątpliwa, więc głos zabrał VAR i wykazał nadgorliwość młodego człowieka z chorągiewką, któremu nie udało się odebrać Lechowi zwycięstwa. Nie powinno ono jednak zaciemniać obrazu. Jest bez formy, gra bez składu i ładu. Miał szczęście mierząc się z drużyną grającą lepiej niż ostatnio, ale i tak słabą.

Lech Poznań – Śląsk Wrocław 2:1 (0:0)

Bramki: Khoblenko (80), Gytkjae – Robak (82)

Żółe kartki: Kostevych, Radut, Gajos – Vacek

Lech Poznań: Jasmin Burić – Robert Gumny, Emir Dilaver, Nikola Vujadinović, Wołodymyr Kostewycz (85. Kamil Jóźwiak) – Nicklas Barkroth (59. Mario Situm), Maciej Gajos, Łukasz Trałka, Mihai Radut – Elvir Koljić (15. Ołeksyj Chobłenko), Christian Gytkjaer

Śląsk Wrocław: Jakub Słowik – Piotr Celeban, Rieder, Igors Tarasovs, Mariusz Pawelec – Sito Riera (70. Kamil Vacek), Augusto, Dragoljub Srnić, Robert Pich (66. Michał Chrapek) – Arkadiusz Piech (90. Sebastian Bergier), Marcin Robak.

Widzów: 4376.

 

 

Udostępnij:

Podobne

Bez dobrego rozwiązania

Blamaż Lecha w Krakowie odebrany by został jeszcze gorzej, gdyby nie równie „wspaniałe” wyniki ligowej czołówki. Strata Kolejorza, mimo beznadziejnej gry i porażek, w zadziwiający

Zrobili z Lecha pośmiewisko

Kim trzeba być, żeby doprowadzić swoją firmę, zresztą nie byle jaką, bo znajdującą się w centrum uwagi, kochaną przez tysiące fanów, do takiego stanu? Można