Skąd ta słabość? Czy Lech zdąży odzyskać formę?

Nie można powiedzieć, że dla kibiców Lecha nastał czas szczęśliwości, radości z drużyny pewnie kroczącej od zwycięstwa do zwycięstwa w kierunku mistrzostwa. Ten tytuł wisi na cienkim włosku. Każdy mecz to wyrównana walka, w żadnym faworyt całych rozgrywek nie ma przewagi, zwycięstwa trzeba wyszarpywać. Zamiast cieszyć się z kolejnych punktów i nie oglądać się za siebie, co weekend musimy mieć nadzieję, że Raków i Pogoń poniosą straty.

Spadek formy kluczowych piłkarzy nastąpił w najgorszym momencie, gdy do rozegrania pozostały decydujące mecze. Drużyna ma poważne problemy z konstruowaniem akcji ofensywnych. Daleko jej do swobody widocznej w większości jesiennych meczów. Jej siłą były skrzydła, dzięki nim rozmontowywał każdą obronę. Teraz są one w zaniku, bo Kamińskiemu, choć bardzo się stara, trudno wejść na wysoki poziom. Dużo biega i wchodzi w pojedynki, jednak z reguły je przegrywa, nie ma okazji do oddawania strzałów, a i tak jest lepszy od pozostałych skrzydłowych. Piłka w polu karnym omija Ishaka, Amaral nie jest sobą.

Wszystko to dzieje się w momencie, gdy Lech znajduje się na ligowym szczycie. Jest to jednak klasyfikacja umowna, symboliczna. Już w Wielką Sobotę wszystko może się odwrócić. Do Płocka Kolejorz nigdy nie wybierał się po pewne zwycięstwo, to nie jest jego ulubione miejsce. Teraz będzie musiał pokonać nie tylko dobrze grającą na własnym stadionie Wisłę, mającą nadzieję na czwarte miejsce w tabeli dające europejskie puchary, ale i własne słabości. Najpierw musi wygrać sam z sobą. Bez tego wobec gospodarzy będzie bezradny.

Przyczyn słabszej wiosną postawy zawodników Lecha można było upatrywać w ich perypetiach zdrowotnych, bo wszyscy zmagali się z urazami lub infekcjami. Ostatnio jednak nic nikomu nie dolega, trener cieszył się, że z wyjątkiem Salamona i Sobiecha ma do dyspozycji wszystkich zawodników, a zmiennicy z utęsknieniem czekają na możliwość pokazania się. Niby wybór jest duży, ale nie zdarza się, by rezerwowi odmienili grę drużyny. Wprost przeciwnie, zawsze potrzebują trochę czasu, by wejść w meczowy rytm.

Być może właśnie dlatego gra Lecha budzi krytykę. Nie ma własnego stylu, wypracowanych schematów, nie operuje piłką płynnie, popełnia błędy, brakuje mu pomysłów na zaskoczenie obrony. Różni się od zespołów, z którymi rywalizuje o tytuł. Runjaić i Papszun od kilku sezonów pracują nad stylem, ich zespoły wypracowały ciekawy sposób gry. Gdy któreś z ogniw gorzej funkcjonuje, można wprowadzić zmiennika, a on nie ma problemów z wpasowaniem się w schemat. W Lechu schematy takie nie obowiązują.

W Poznaniu nie mogło być mowy o harmonijnym budowaniu drużyny, o kształtowaniu stylu. Tego się nie osiągnie, gdy trenerzy szybko się zmieniają, każdy kolejny zatrudniany jest jako ratownik, a potem sam wylatuje z klubu. Maciej Skorża też przejął zespół będącą w rozsypce, a włodarze, którzy niekompetentnymi decyzjami zdemolowali drużynę, postawili nowemu trenerowi zadanie: jubileuszowy dublet.

Czy jeszcze w tym sezonie Lech odżyje? Czy przed jakimkolwiek meczem jedyną niewiadomą będzie liczba strzelonych bramek? Nic tego nie zapowiada. Trudno zdobyć mistrzowski tytuł licząc tylko na potknięcia konkurentów.

Udostępnij:

Podobne

Bez dobrego rozwiązania

Blamaż Lecha w Krakowie odebrany by został jeszcze gorzej, gdyby nie równie „wspaniałe” wyniki ligowej czołówki. Strata Kolejorza, mimo beznadziejnej gry i porażek, w zadziwiający

Zrobili z Lecha pośmiewisko

Kim trzeba być, żeby doprowadzić swoją firmę, zresztą nie byle jaką, bo znajdującą się w centrum uwagi, kochaną przez tysiące fanów, do takiego stanu? Można