Lech zagrał słaby mecz. Oddanie pierwszego – i jedynego – celnego strzału dopiero w 87. minucie mówi wszystko. Bramki straciliśmy po zagraniach z głębi pola, które nieporadnie w pierwszym kwadransie próbowali uskutecznić lechici nie radząc sobie z agresywnym pressingiem Legii. Dąbrowski pokazał im jak to powinno wyglądać, a Odjidja Ofoe dzieła dopełnił. Nie można wskazać w Lechu piłkarza zasługującego na pozytywną ocenę. Wszyscy zagrali bezbarwnie, bojaźliwie i chaotycznie. W perspektywie niedzielnego meczu z Lechią nie napawa to optymizmem. A to będzie naprawdę mecz o wszystko, w którym nie można nawet zremisować.
Trener Bjelica będzie miał ciężkie zadanie – jak poskładać ten zespół do niedzieli. Będzie też miał czas na zastanowienie się, dlaczego wnoszący dużo więcej do gry Robak siedzi na ławce, a bezbarwny i bojaźliwy Kownacki gra od początku meczu. Nadal uważam, że Lech mecze o dużym ciężarze gatunkowym przegrywa w głowach piłkarzy. To tam trzeba dotrzeć, aby uwolnić ich prawdziwe możliwości, niezbędne do wygrywania z każdym przeciwnikiem. Przed nami niedziela prawdy. Oby to była prawda radosna.