Męczarnie Kolejorza

Zwycięstwo nad Śląskiem jest dla Lecha bezcenne, bo każda strata punktów stawiała go w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Adam Nawałka nie ukrywał, że kamień spadł mu z serca. Ten mecz wcale się jednak nie musiał dobrze skończyć. Trener zrobił niewiele, by pomóc drużyny. Grała beznadziejnie. Szczęście, że niektórzy jej gracze mają dużo piłkarskiej jakości. Właśnie to Lecha uratowało. Trudno liczyć, że tak będzie zawsze. Najwyższy czas zacząć grać w piłkę.

Gdyby nie kunszt Amarala, Lechowi bardzo trudno byłoby pokonać Śląsk Wrocław, jedną z najsłabszych drużyn ekstraklasy. Źle się do tego zabrał. Nie wiedział, jak dobrać się przeciwnikowi do skóry. Próby rozmontowania obrony gości były beznadziejne. Kto ma w pamięci mecze pod wodzą Żurawia, ten musi przyznać, że obecny Lech to przeciwieństwo drużyny walczącej, nacierającej dużą liczbą zawodników, raz po raz oddającej groźne strzały.

Śląsk znany jest z prowadzenia otwartej gry, niezależnie od tego, na jakim boisku występuje. Tym razem wzmocnił defensywę, zaryglował swoje przedpole, stale szachował próbujących wyprowadzić piłkę Lechitów, zmusić ich do wycofania do Buricia, czyli do pewnej straty, bo ten raz za razem kopał poza boisko. Nie udawało się grać krótkimi podaniami, więc piłkarze Lecha stosowali długie, rzadko celne przerzuty, albo próbowali kierować mocne prostopadłe podania po ziemi do wychodzących na pozycję partnerów. Jeżeli nawet Gytkjaer, Jóźwiak, czy Amaral przejmowali piłkę, to od razu mieli na karku przeciwników i notowali straty.

Dowodzi to bezradności, braku pomysłu na grę. Albo nie było planu na ten mecz, albo zespół go zignorował. Nawałka nie jest mistrzem ofensywnej taktyki, prowadzone przez niego drużyny rzadko grają z polotem. Teraz było to widoczne aż za bardzo. Gracze Kolejorza męczyli samych siebie bezproduktywną grą. Nie wychodziło im kompletnie nic, a czas uciekał. Na szczęście w składzie byli ludzie wychowani w innej kulturze futbolowej i właśnie to dało zwycięstwo.

Joao Amaral dysponuje techniką, o jakiej gracze szkoleni w Polsce mogą tylko marzyć. Boisko mu nie sprzyjało, nie pozwalało na błyskotliwe zagrania, ale kilka razy udało mu się wymanewrować rywali, przyjąć piłkę tak, by znaleźć się z nią poza zasięgiem obrońców. Potrafił też twardo powalczyć, wygrywać przebitki. Jedna z takich akcji była decydująca. Portugalczyk sam ją rozpoczął, a potem sfinalizował, i to jak! Takich zagrań nie ogląda się codziennie na naszych stadionach. Po takim golu widzowie i piłkarze szybko zapomnieli o wcześniejszych męczarniach i o tym, że Lech nie potrafił grać w piłkę. Kto jest stworzony do futbolu, poradzi sobie nawet na grząskim kartoflisku przy ulicy Bułgarskiej.

Nie wiemy, ile czasu obecny trener będzie pracował w Poznaniu. Wiemy tylko to, że nie dorównuje Żurawiowi w sztuce przekonania zawodników do swobodnej, ofensywnej, przy tym skutecznej gry. Być może to celowy zabieg ze strony Nawałki, który nie chce podopiecznym „na dzień dobry” narzucać wyszukanej taktyki. Problem tylko w tym, że brakowało nie tylko taktyki wyszukanej. Brakowało jakiejkolwiek. Taka bezradność wiecznie trwać nie może. Prędzej lub później Nawałka pokaże zawodnikom, jak mają grać, a oni to zrozumieją i wprowadzą w życie. Jeśli to nie nastąpi i gra będzie taka, jak w piątkowy wieczór, klubowi zagraża zapaść ostateczna. Postawił wszystko na Nawałkę. Pomyłka będzie brzemienna w skutki.

Do końca roku zostały dwa mecze, oba wyjazdowe. Najpierw trzeba jechać do beniaminka z Sosnowca, który łaknie punktów jak kania dżdżu. Klasowa drużyna powinna tam wygrać bez większych problemów. Lech ma kilku klasowych piłkarzy, którzy mogą zadecydować o wyniku, ale klasową drużyną nie będzie jeszcze długo. Trzeba więc liczyć się z każdym wynikiem. Ostatni mecz, w Krakowie, może okazać się pożegnaniem Wisły, która z najpotężniejszego w Polsce klubu stała się bankrutem. Nikt nie chce jej przejąć z potężnym i wciąż narastającym długiem. Jeśli bój to będzie ostatni, może się szczególnie zmobilizować, postawić bardzo trudne warunki. Pytanie, czy Lech Nawałki potrafi się temu przeciwstawić. Nie warto stawiać na to wszystkich pieniędzy.

 

Udostępnij:

Podobne

Zrobili z Lecha pośmiewisko

Kim trzeba być, żeby doprowadzić swoją firmę, zresztą nie byle jaką, bo znajdującą się w centrum uwagi, kochaną przez tysiące fanów, do takiego stanu? Można

Bezcenne zwycięstwo Warty

To był klasyczny mecz o sześć punktów. Warta mierzyła się z rywalem w walce o utrzymanie się w lidze – Koroną Kielce. Musiała walczyć w