Lech awansował po rzutach karnych. Jeszcze sezonu nie stracił

Wszystko w tym meczu było przeciwko Lechowi. Beznadziejne boisko sprzyjało gorszym technicznie przeciwnikom, którzy, jak się wydawało, mieli lepszy pomysł na ten mecz. Lech grał bez napastnika, bo Szymczak tylko statystował, meczu zresztą całego nie rozegrał. W ofensywie Kolejorz był beznadziejny. Radomiak prowadził w dogrywce, lepiej zaczął serię rzutów karnych, ale o awansie Lecha do ćwierćfinału Pucharu Polski zadecydował ostatni, obroniony przez Bednarka rzut karny.

Początek nie zapowiadał nieszczęścia. Lech od razu pokazał, jak bardzo zależy mu na zwycięstwie i jak bardzo góruje technicznie nad pierwszoligowcem. Fatalne boisko na wiele nie pozwalało, trzeba było stosować prostą grę i Lech tak właśnie próbował grać. Zamykał przeciwnika na jego połowie, osiągnął zdecydowaną przewagę, z której jednak niewiele wynikało. Kilka razy próbował strzelać Tiba. Nie trafiał tak, jak chciał.

Szwankowało rozegranie piłki. Nie przydawały się nawet błędy zawodników z Radomia. Bardzo źle grał Ramirez, korzyści nie było też z Sykory. Mecz nie był jednostronny, bo teoretyczni gospodarze potrafili wychodzić z głębokiej defensywy, przedostawać się pod bramkę Bednarka i oddawać niezłe, choć niecelne strzały. Mieli pomysł na mecz, w przeciwieństwie do Lecha usatysfakcjonowanego posiadaniem piłki i monotonnym jej rozgrywaniem.

Z czasem Radomiak opanował nerwy, przetrwał trudny okres i stwarzał Lechowi coraz większe kłopoty. Pachniało nawet bramką. Lech odpowiedzieć nie potrafił, bo nie miał w drużynie ani rozgrywającego, ani napastnika, a skrzydłowi marnowali wszystkie akcje ze swoim udziałem. Ramirez był dwunastym graczem Radomiaka, Szymczak nie otrzymywał podań, sam nie potrafił niczego wywalczyć. Nie było pomysłu na ofensywę, więc Lech stosował jedyne, co mu w tym roku wychodzi: bezproduktywne podania na własnej połowie.

Kilka minut przed przerwą Szymczak po wreszcie szybkim podaniu znalazł się sam przed bramkarzem. Strzelił katastrofalnie, wysoko nad bramką. Na jego szczęście sędzia podniósł chorągiewkę, więc jego pudło nie miało wpływu na wynik. Po tej akcji rolę się zamieniły. To Radomiak przycisnął Lecha, zmusił go do głębokiej defensywy.

Pierwsza połowa była wyrównana. Na początku drugiej Lech szybko przeprowadził dwie dobre i szybkie akcje, nie potrafił ich jednak sfinalizować. Najpierw Kraweć posłał piłkę pod bramkę, dopadł do niej Sykora, niestety strzelił anemicznie. Potem piękne podanie od Kamińskiego otrzymał Ramirez, który spudłował katastrofalnie. Kilka minut później Kamiński idealnie obsłużył Szymczaka. Nastolatek sam nie wie, jak nie zdobył bramki stojąc dwa metry od bramki. Po chwili Bednarek śmiałym wybiegiem musiał ratować sytuację po groźnej kontrze Radomiaka.

Niektóre akcje Lecha mogły się podobać, nie mógł ich jednak wykończyć z powodu braku napastnika. Piłki kierowane do Szymczaka szły na straty. Na domiar złego Radomiak kontratakował. Po jednej takiej akcji był rzut rożny i piłka znalazła się w bramce Bednarka. Na jego szczęście sędzia, ku rozpaczy pierwszoligowców, dopatrzył się faulu na Tibie. Wkrótce fortuna znów bramkarzowi Lecha sprzyjała, gdy piłka odbiła się od słupka.

Tiba był jedynym kreatywnym zawodnikiem na boisku. Starał się zaskoczyć obronę niekonwencjonalnymi podaniami. Brakowało mu tylko partnerów w ofensywie. Lech grał zbyt wolno, zbyt przejrzyście, trudno mu było rywala, stosującego prostsze środki, zaskoczyć. W ostatnich minutach bardziej się musiał starać, by bramki nie stracić, bo jego schematyczne akcje tłumione były w zarodku.

W dogrywce piłki ręką w polu karnym dotknął nowy nabytek – Kwekweskiri. Po rzucie karnym Lech przegrywał w 102 minucie i stanął przed bardzo trudnym zadaniem. Pomogło mu szczęście, gdy Skóraś został sfaulowany w polu karnym i teraz Lech miał „jedenastkę”. Wykorzystał ją Puchacz doprowadzając do rzutów karnych. Gracze Radomiaka zachowali się nie fair – niszczyli boisko w miejscu, w którym ustawia się piłkę. Nic im to nie pomogło.

Gorzej nie można było zacząć serii rzutów karnych. Tiba i Kraweć strzelili beznadziejnie, bramkarz Radomiaka łatwo obronił. Potem jednak pierwszoligowi też pudłowali, a Lech do końca już był skuteczny i wywalczył awans, być może ratując sezon.

Radomiak Radom – Lech Poznań 1:1, karne 3:4
Bramki: Mateusz Radecki 102 (k) – Tymoteusz Puchacz 117 (k)
Rzuty karne: (0-0 Pedro Tiba – obroniony), 1-0 Meik Karwot, (1-0 Wasyl Kraweć – obroniony), (1-0 Mateusz Bodzioch – nad bramką), 1-1 Tymoteusz Puchacz, 2-1 Mateusz Radecki, 2-2 Michał Skóraś, 3-2 Karol Podliński, 3-3 Alan Czerwiński, (3-3 Miłosz Kozak – obroniony), 3-4 Nika Kwekweskiri, (3-4 Mateusz Cichocki – obroniony)
Radmiak: Mateusz Kochalski, Damian Jakubik, Mateusz Cichocki, Raphael Rossi, Mateusz Bodzioch, Dawid Abramowicz, Mateusz Radecki, Damian Gąska (80 Miłosz Kozak). Maik Karwot, Karol Angielski (66 Karol Podliński), Dominik Sokół.
Lech: Filip Bednarek, Alan Czerwiński, Tomasz Dejewski, Antonio Milić, Wasyl Kraweć, Jan Sykora (66 Michał Skóraś), Jesper Karlstroem (109 Norbert Pacławski), Dani Ramirez (66 Nika Kwekweskiri), Pedro Tiba, Jakub Kamiński (81 Tymoteusz Puchacz), Filipo Szymczak (80 Filip Marchwinski).
Żółte kartki: Karwot, Raphael Rossi, Podliński – Kraweć, Milić.
Sędziował Artur Aluszyk (Szczecin).

Udostępnij:

Podobne

Bez dobrego rozwiązania

Blamaż Lecha w Krakowie odebrany by został jeszcze gorzej, gdyby nie równie „wspaniałe” wyniki ligowej czołówki. Strata Kolejorza, mimo beznadziejnej gry i porażek, w zadziwiający

Zrobili z Lecha pośmiewisko

Kim trzeba być, żeby doprowadzić swoją firmę, zresztą nie byle jaką, bo znajdującą się w centrum uwagi, kochaną przez tysiące fanów, do takiego stanu? Można