Do meczu przeciwko Śląskowi Lech przystąpił z dwoma napastnikami, a jednym z nich był Elvir Koljić. W pierwszej połowie tylko on potrafił zagrozić Śląskowi. To nie była przemyślana akcja. Takich w wykonaniu Lecha nie było, oglądanie „popisów” tej drużyny było katorgą. Bośniak odebrał obrońcom piłkę, wyszedł na dobrą pozycję, natychmiast strzelił, niestety prosto w ręce bramkarza. Kilka minut później, w starciu z Pawelcem, padł na murawę trzymając się za lewe kolano. Udzielono mu pomocy. Próbował jeszcze kontynuować grę, ale w 13 minucie znów upadł na boisko, by opuścić je na noszach.
Dzień po meczu odbyło się badanie rezonansem magnetycznym. Nie dało ono wszystkich odpowiedzi. W piątek nastąpi dokładniejsze, które powinno zapewnić diagnozę i ustalić sposób leczenia. Ponieważ piłkarz ma uszkodzone więzadła w kolanie, werdykt może być dla niego okrutny, oznaczający długie leczenie. W tej sytuacji decyzję klubu o sprowadzeniu zimą nie jednego, lecz dwóch napastników trzeba uznać za trafną. Ołeksyj Chobłenko, który zastąpił Koljicia, zdobył gola, miał szanse na następne.