Odcinek 3

Wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się pracować na dobre samopoczucie prezesów. Pogoda piękna, nowy trener dogaduje się z piłkarzami, zapowiada się dobra frekwencja na niedzielnym meczu… Żyć, nie umierać.

Nadeszła wreszcie słoneczna niedziela – dzień debiutu nowego trenera i prestiżowego meczu z Pościgiem Szczecin. W sercach kibiców buzował płomień chęci zemsty za sromotne lanie w Szczecinie i pięć bramek Przynęty, który dzisiaj przecież gra dla „Leszka”.
Po meczu w głębokiej otchłani stadionowych labiryntów, w zaciszu gabinetu Prezesa Buchaltera, gospodarz rozmawiał z ze swoim zastępcą – Juniorem.
– Jest dobrze – zagaił nalewając Juniorowi złocistą whisky i dorzucając trzy kostki lodu, bo upał był okropny.
– Pościg wziął od nas w dupę, strzeliliśmy trzy bramki, frekwencja się poprawiła – kontynuował Buchalter.
Junior jednak nie podzielał zadowolenia swojego oficjalnego szefa.
-Przecież to oni pierwsi strzelili i to w takim momencie! Żeby lepiej zadymili stadion to bramki by nie było! – wyrzucił z siebie Junior – pewnie znowu ochroniarze zabrali im race i nie mieli co odpalić. Zawołaj szefa ochrony, trzeba to wyjaśnić.
Po chwili do gabinetu wszedł szef ochrony stadionu Henryk „Wielki” Zacny. Mężczyzna znacznej postury o zmęczonym spojrzeniu i zaczerwienionym obliczu milcząco stanął przed swoimi pracodawcami.
Junior od razu przystąpił do sedna sprawy: – jak tam Heniu, nie zabrali twoi ludzie czasem jakichś rac kibolom? Jakoś tak mało odpalili i cholera bramka padła. Jak już płacimy karę, to niech to przyniesie jakąś korzyść.
Henryk Zacny obruszył się na taki zarzut – nic im nie zabrali, to kibolom nie chciało się więcej przynieść w taki upał – odbił piłeczkę w stronę tych, którzy przecież nie mogli się teraz obronić – mieli zielone światło na wejściu i nikt im nie przeszkadzał. Ważne, że wszystko poszło dobrze – tonował zdenerwowanie Juniora.
– Dobrze, dobrze Heniu, nikt nie ma do Ciebie pretensji – uspokajał Buchalter – idź odpocznij sobie, bo miałeś dzisiaj ciężki dzień.
Henryk Zacny z trudem oderwał wzrok od szklaneczki ze złocistym napojem trzymanej w dłoni przez Juniora. Oblizał nerwowo wyschnięte wargi i mruknąwszy jakieś pożegnanie odwrócił się w kierunku wyjścia. W zmęczonej głowie tłukła mu się zasłyszana kiedyś hinduska mądrość, że nałóg jest jak kwiat lotosu, który trzeba ciągle podlewać. Rozważając jej sens zmierzał w kierunku swojego gabinetu na spotkanie z kolegami ze służb mundurowych.
Juniora nurtowały jednak ciągle jakieś problemy, które nie pozwalały mu dzielić dobrego samopoczucia z Buchalterem. Jako młodzieniec kształcony w renomowanych uczelniach potrafił szybko analizować sukces i programować następne kroki w celu jego maksymalnego wykorzystania. Wsłuchując się w grzechot kostek lodu w swojej szklaneczce zaczął głośno myśleć: – Trzeba teraz wykorzystać dobrą koniunkturę po dzisiejszym dniu – snuł swoje plany.
– Trzeba zrobić dobry PR wokół klubu, a do tego potrzebne są media – ciągnął myśl.
– Przecież pismaki są pozytywnie nastawieni do trenera – stwierdził Buchalter – przełoży się to też na resztę. Może wreszcie przestaną nas się czepiać. Napastnika mamy. Przynęta walnął dwie bramy i zatkał gęby krzykaczom. Ustawienie było ofensywne. Wszystko jest OK.
– Niby tak, ale zawsze znajdzie się jakiś zgred i będzie się czepiał na swoim portalu, że to nie tak, że zarząd nic nie robi, że się nie zna i tak dalej – nie rezygnował Junior. – Dawaj naszego specjalistę od mediów!
Po chwili do gabinetu wszedł Lukas „Wyrzecznik” Leśny. To od wyrzeczeń jakie ponosił dla dobra klubu doświadczając ciężaru popularności wśród narodu.
– Jak atmosfera wśród pismaków, Lukas? – zagaił Junior.
– Jest dobrze, miło i sympatycznie – ocenił Lukas. – Zupka im smakowała, trenera polubili, mecz był ciekawy. Jest OK.
– Nie do końca Lukas, nie do końca – powątpiewał Junior. – Zawsze jest jakaś czarna owca w tym stadzie. Przejrzyj listę akredytacji, zobacz kto nam najwięcej przysrywa i popracuj nad klientem indywidualnie.
– To znaczy jak? – nie zrozumiał Wyrzecznik.
– Poświęć mu trochę uwagi, pogadaj, zaproś na piwo albo wódeczkę, no wiesz, jakoś go ugłaskaj i cały czas pracuj nad nim mówiąc o klubie, o nas, same pozytywy – tłumaczył zawiłości pracy nad klientem doświadczony Junior.
– Rozumiem, że będzie na to jakiś fundusz reprezentacyjny na pokrycie kosztów tej resocjalizacji pismaków? – próbował zawalczyć o swoje Wyrzecznik.
W gabinecie zapadła niezręczna cisza. Buchalter bardziej pochylił się nad kalkulatorem obliczając wpływy z biletów a Junior zamyślony sprawiał wrażenie, że nie słyszał pytania Wyrzecznika.
Lukas zrozumiał, że rozmowa dobiegła końca, a on stanie znowu w obliczu konieczności kolejnych wyrzeczeń dla klubu.
Cdn.
P.S.
Podobieństwo ludzi i miejsc do postaci rzeczywistych jest tylko przypadkowym efektem dużej wyobraźni Czytelników i ich prywatnych skojarzeń. Ze względu na zasłużony urlop autora następny odcinek za dwa tygodnie.

Ryszard Rostkowski

Udostępnij:

Podobne

Bez dobrego rozwiązania

Blamaż Lecha w Krakowie odebrany by został jeszcze gorzej, gdyby nie równie „wspaniałe” wyniki ligowej czołówki. Strata Kolejorza, mimo beznadziejnej gry i porażek, w zadziwiający

Zrobili z Lecha pośmiewisko

Kim trzeba być, żeby doprowadzić swoją firmę, zresztą nie byle jaką, bo znajdującą się w centrum uwagi, kochaną przez tysiące fanów, do takiego stanu? Można

Bezcenne zwycięstwo Warty

To był klasyczny mecz o sześć punktów. Warta mierzyła się z rywalem w walce o utrzymanie się w lidze – Koroną Kielce. Musiała walczyć w