Zerwane więzadła w kolanie stały się przekleństwem piłkarzy Lecha. Aktualnie aż trzech leczy ten groźny uraz. Najbliższy powrotu na boisko jest ten, którego mieliśmy jeszcze długo nie oglądać: Maciej Makuszewski. Urazu doznał w grudniu, miał leczyć się długo, na szczęście do zdrowia wraca nadspodziewanie szybki. Być może życiową szansę stracił Elvir Koljić, który jest tylko wypożyczony do Lecha, a zerwał więzadła. Podczas meczu z Lechią podobnego urazu nabawił się Mihai Radut.
Rumun może mówić o wielkim pechu, bo nieszczęście spotkało go w momencie, gdy cierpliwa praca przynosiła efekty i wreszcie stał się pewnym punktem drużyny. Był jednym z trzech zawodników Kolejorza, którzy nie dograli pierwszej połowy piątkowego spotkania. O ile jednak Jasmin Burić i Mario Situm mogą wrócić na boisko krótko po przerwie reprezentacyjnej, to kontuzja Rumuna wymaga leczenia co najmniej półtoramiesięcznego. I tak dobrze, że nie trzeba przeprowadzać operacji i stosować wielomiesięcznej rehabilitacji.
To już kolejna kontuzja Mario Situma. I on w ostatnich spotkaniach grał bardzo dobrze, w meczu przeciwko Jagiellonii miał doskonałe statystyki, lepsze nawet niż uznany za najlepszego na murawie Christian Gytkjaer. Po każdej przerwie w grze Chorwat potrzebował długiego czasu, by wrócić do dobrej dyspozycji. Latem kończy mu się wypożyczenie, więc z pewnością chciał się dobrze zapisać w pamięci władz klubu. Raczej uraz nie będzie mieć na jego klubową przyszłość wpływu. Jest jednym z ulubionych zawodników aktualnego trenera Lecha.
Podczas konferencji prasowej poprzedzającej spotkanie z Lechią Jasmin Burić stwierdził, że piłka nożna jest brutalna i każdy piłkarz, który aktualnie jest na topie może spodziewać się gwałtownej zmiany. Wygląda na to, że wykrakał. Bośniak z polskim paszportem jest od początku roku podstawowym bramkarzem Lecha, dostał powołanie do kadry narodowej, prowadzonej przez nowy sztab trenerski, cieszył się z tej szansy. Musiał opuścić boisko po wykonaniu gwałtownego przyspieszenia. Wpływ na uraz miała niska temperatura, a być może i ostre wejście Grzegorza Kuświka, które bramkarz boleśnie odczuł kilka minut wcześniej.