Arkadiusz Mąkina, trener drużyny Black Roses Poznań: Kobiece rugby na topie

Trudno nazwać rugby sportem typowo kobiecym.

– Takie rzeczywiście panuje przeświadczenie, choć ostatnio to się zmieniło, bo nasze kobiety osiągają sukcesy. W Poznaniu działa topowa drużyna ekstraligi – Black Roses. Nasza kobieca reprezentacja odnosi największe w historii sukcesy na arenie międzynarodowej.

Rozmawiamy o rugby siedmioosobowym.

– Tak, choć sukcesy przyszły nie tylko w tej kategorii. W Mistrzostwach Europy nasze dziewczyny zajęły szóste miejsce, w rankingach europejskich są na ósmym.

Panie chętnie uprawiają tę dyscyplinę?

– Zainteresowanie jest nadspodziewanie duże. Kiedyś do Posnanii przyjmowaliśmy wszystkie dziewczyny, które się zgłaszały, a miały do czynienia z innymi sportami. Teraz poziom naszej gry tak się podniósł, że żadna nowa nie ma szans wejść od razu do pierwszego zespołu, nawet jeżeli jest bardzo sprawna, trenowała sporty związane z lekką atletyką, czy gry zespołowe, takie jak piłka ręczna. Musi minąć troszkę czasu, zanim się u nas zaadaptują. Mamy wiele juniorek wcześnie zaczynających specjalistyczny trening. Dzięki programowi Rugby TAG, wspieranemu przez Ministerstwo Sportu i Turystyki, w całej Polsce kontakt z tą dyscypliną złapały tysiące dzieci. W kadrach Polski do lat 16 mamy już pierwsze dziewczyny pochodzące z tego programu. Coraz większa liczba młodych osób wie, co to rugby, o co tu chodzi.

Czym, oprócz liczby graczy, różni się rugby 15-osobowe od 7-osobowego?

– W „siódemkach” zawodniczki mają dużo więcej przestrzeni. W „piętnastkach” występuje większa specjalizacja. Zawodniczki formacji młyna wyglądają zupełnie inaczej niż atakujące. W „siódemkach” zawodniczka musi być żołnierzem uniwersalnym: bardzo mocna fizycznie, przy tym szybka, a przede wszystkim dobrze wyszkolona technicznie. Podanie musi być precyzyjne, jak wbicie szpilki, bo zawodniczek jest dużo mniej, niezbędna jest precyzja. Ważna jest i budowa ciała, i to, jak ona przekłada się na technikę.

Ile pań trenuje obecnie w Posnanii?

– Mamy na liście prawie 30 dziewczyn. Większość to młodzież. Tylko kilka z nich przekroczyło 25 lat. Wszystko u nas opiera się na młodości. To i zaleta, i wada. Trudno wygrywać z Biało-Zielonymi z Gdańska, w której to drużynie większość zawodniczek ma powyżej 30 lat i duże doświadczenie. Nasze młode dziewczyny reprezentują Polskę w swoich kategoriach wiekowych, więc dużo szybciej łapią doświadczenie międzynarodowe. Będą stanowiły o sile nie tylko rugby poznańskiego, ale i polskiego. Staramy się, by siedemnastolatki łapały się już do pierwszego zespołu. Drugi zespół wystawiamy w niższych ligach, by i słabsze zawodniczki mogły sobie pograć. Dziewczyny, które grały u nas w drugiej drużynie są czołowymi polskimi juniorkami. Bywają powoływane do reprezentacji seniorek. Wygryzają ze składu starsze koleżanki, mamy u siebie walkę o skład. To zjawisko korzystne.

Doświadczone zawodniczki z Gdańska liderują w ekstraklasie. Widzi pan szanse wyprzedzenia ich?

– Jesteśmy jedynym zespołem potrafiącym wygrać z gdańszczankami. Obawiałem się, że przepaść między nimi i pozostałymi zespołami będzie coraz większa. To mocna ekipa. Ich trener prowadzi jednocześnie reprezentację. Stawia tam na własne zawodniczki, choć my jesteśmy drugim klubem w kadrze obecnym na kluczowych pozycjach. Chcąc budować mocny zespół, musimy walczyć z coraz silniejszymi przeciwnikami. Kiedy w reprezentacji jest przewaga jednego klubu, to zawodniczki zbierają dla niego doświadczenie. My nie mamy aż takich możliwości. Myślałem więc, że główne rywalki nam odskoczą, ale z każdym sezonem pracujemy coraz solidniej. Młode zawodniczki wyjeżdżały na kadrę do lat 18, zdobywały tam doświadczenie. Jesteśmy na półmetku sezonu, zajmujemy drugie miejsce, ale pierwszy raz w historii udało nam się z Gdańskiem dwukrotnie wygrać podczas jednego turnieju. Liczymy, że sprawa tytułu nie jest zamknięta. Będziemy walczyć. Dwa lata temu zadecydował ostatni turniej. Jeżeli wygramy dwa kolejne turnieje, to ostatni może zadecydować, przy równej liczbie zwycięstw, na naszą korzyść i zdobędziemy mistrzostwo. Trzeba więc wygrać najbliższe turnieje.

Czasy są trudne. Prowadzenie klubu w takiej dyscyplinie chyba nie jest zadaniem prostym.

– Jest ciężko, dobrze o tym wiemy, więc na nic się nie uskarżamy. Bardzo nam pomaga miasto. W ostatnich trzech latach systematycznie zwiększa poziom dotacji. Wspiera nas też niezależnie od tej dotacji, gdy tylko ma taką sposobność. Budżet mamy trzy-cztery razy za mały, by realizować cele szkoleniowe, na których nam zależy. Zdajemy jednak sobie sprawę, że nasza reprezentacja jest na topie, nasz zespół też, przyciąga wielu nowych fanów. Musimy budować otoczenie wokół siebie. Na szczęście udało nam się pozyskać stałego partnera – firmę Pitbull West Coast.

Tę od odzieży sportowej?

– Tak. To jest sam top, jeżeli chodzi o odzież do sportów walki. Nic lepszego nie mogło nam się trafić. Firma specjalnie dla nas zaprojektowała stroje, mamy indywidualne koszulki. Budzą one pozytywne skojarzenia w całym kraju. To całkiem nowa linia. Pitbull chce zaistnieć w naszej dyscyplinie i ma na to wielkie szanse. Stroje już świetnie się sprawdzają, w dodatku pokrywają się z naszym marketingiem. Pokazują wartość naszego zespołu, przewijający się od kilku lat motyw czarnych róż. Jesteśmy znani w Polsce, potrafimy ukłuć, jak kolce róży. Wśród zawodniczek cieszymy się renomą. Przychodzi wiele seniorek i juniorek, by dla nas grać, mamy z kogo wybierać.

Rozmawiał Józef Djaczenko

Udostępnij:

Podobne

Nie tylko piłkarze rozstrzygają mecze

Trzech piłkarzy Lecha Poznań zagra latem na niemieckich Mistrzostwach Europy. Każdy jest reprezentantem innego kraju. Słowenia Mihy Blazicia wyszła z grupy, we wtorkowych barażach awans

Lech skromnie pokonał pierwszoligowca

Kilku ważnych piłkarzy Lecha leczy urazy, kilku wyjechało na zgrupowania różnych reprezentacji narodowych, więc trener Mariusz Rumak, by nie prowadzić treningów z kilkoma zawodnikami, zaprosił